Jak blisko siebie są protekcja i korupcja...
Wciąż słyszę i czytam o „kluczu partyjnym”. Wygląda na to, że liczba pomieszczeń dostępnych jedynie za pomocą klucza partyjnego powiększa się. Na przykład ma on decydować przy powołaniu prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia, a ostatnio nawet członków Rady Radia w ośrodkach regionalnych wybrano wedle klucza partyjnego. Partia wszędzie, wszystko i zawsze...?
Nad sam fakt gorsze jest to, że społeczeństwo przyzwyczaiło się do funkcjonowania klucza partyjnego. Wygląda na to, że obsadzanie kierowniczych stanowisk wedle kryteriów politycznych i kompletowanie organów kolegialnych wedle arytmetyki partyjnej nikogo nie razi. Doszliśmy już niestety do tego, że tzw. opinia publiczna uważa to za zjawisko normalne. A liderzy partyjni wcale nie kryją się z żądaniami stanowisk opłacanych z funduszy publicznych. Państwo dla partii?
Otóż oświadczam, że uważam ów klucz partyjny za wredny, szkodliwy, niesprawiedliwy i sprzeczny z założeniami demokratycznego państwa prawnego.
Bo jakiż zachodzi związek przyczynowy między wynikami wyborów do parlamentu i składem np. rady lokalnego radia? Nie ma tu związku ani rzeczowego, ani logicznego, możliwy jest jedynie związek popleczniczy. Demagogią jest powoływanie się na wynik wyborów, bo te dotyczyły parlamentu, do którego należy wyznaczenie rządu, wykonującego (ale też inspirującego) ustawy i sterującego służbą państwową. Z punktu widzenia interesów państwa i społeczeństwa nie ma żadnych racji, by wynik wyborów do parlamentu wywierał wpływ na obsadę całego aparatu państwowego, ani też, by obsługa państwa była kompletowana wedle kryteriów partyjnego zaufania. Jedyną rekomendacją na stanowiska opłacane przez państwo (czyli przez nas wszystkich) winna być fachowość i brak uzasadnionych podejrzeń o nierzetelność. Widzimy od lat, jak blisko siebie są protekcja i korupcja. Za patologię trzeba uznać to, że w ślad za zmianą załogi parlamentu idzie u nas co cztery lata coraz głębiej sięgająca wymiana funkcjonariuszy i beneficjentów państwowych. Od lat już nazywa się to „podziałem łupów” – podziałem właśnie wedle klucza partyjnego. Słowo „łupy” wywodzi się z nazewnictw wojennego i złodziejskiego, posługiwanie się nim dla charakterystyki zjawisk zachodzących w demokratycznym państwie w czasach pokoju to symptom choroby. Mimo że się pogarsza, nie widać, by jakieś znaczące siły chciały brać się za jej leczenie, przeciwnie, pogłębia się ją, wprowadzając nowe podziały społeczeństwa: na tych, co pasują do klucza („nomenklatura”?), i tych, co nie pasują: niegodni zaufania, strofowani, wyobcowani i – w efekcie – wyobcowujący się. Bo doświadczają, że państwo nie jest dla nich... Nie da się pogodzić państwa demokratycznego z koncepcją państwa opanowanego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego