Scenariusze układa Pan Bóg. Nawet te duszpasterskie. Bo my, księża, to mamy wszystko poukładane w szufladach. W jednej są rzeczy święte, w drugiej pobożne, gdzieś tam niżej takie zwyczajne (gotowiśmy podejrzewać, że Pan Bóg zagląda tam rzadko, pobieżnie i pewnie niechętnie).
No i są szufladki kłopotliwe – brzydkie, grzeszne. Tam to już Pan Bóg nie zagląda wcale. A jeśli już, to chyba po to, żeby człowiekiem potrząsnąć. Próbujemy Go zresztą w tym wyręczać. Do takiej szufladki wkładamy sprawy małżeństw niesakramentalnych. Miałem kiedyś w parafii taką parę. Wiedziałem, że niewiele tam da się poskładać, żeby było po Bożemu (tak się zwykło mówić). Obserwowałem, niezbyt zresztą pilnie. I nie natrętnie.
Bo tak mi się zdaje, że duszpasterz nie powinien bawić się w biuro śledcze pod wezwaniem Anioła Stróża. Co zaobserwowałem? On zaczął się powoli zmieniać. Pozytywnie. Pewnie mu przedtem brakowało kobiecej ręki. A i otoczenie domu jakby wyładniało. Ona regularnie bywała w kościele, nie przejmując się ciekawskimi spojrzeniami co pobożniejszych sąsiadek. Z dobra mogłem się tylko cieszyć. I cieszyłem się. Ich małżeńskich zaszłości nie można było wyprostować w żaden sposób. Aż któregoś dnia ona przyszła do kancelarii.
On chory. Nowotwór. Ostatnie tygodnie życia. „Proszę księdza, co zrobić, żeby z Bogiem się pojednał?”. I cóż ja mogłem powiedzieć? Moje mądre rady były zupełnie nie na temat. Za kilka dni odwiedziłem chorego, najwyraźniej się ucieszył. Rozmowa, nic ponadto. Uprzejma z obu stron. Ale przecież zapytałem: Dziś jestem prywatnie, a może bym tak po niedzieli służbowo? Z Komunią świętą? Zrozumiał, o czym mówię, pokręcił głową. „Nie, nie potrzeba”. Została modlitwa i liczenie na tę niesakramentalną drugą połowę.
Miał przed sobą dwa tygodnie. Rzeczywiście, ani dnia więcej. Kapelana w szpitalu odprawiał z kwitkiem. Aż któregoś dnia sam go poprosił. I to nie była formalność. I nie obawa, że proboszcz nie pochowa. Zresztą, on był w życiu zbyt zbuntowany, aby akurat to miało go obejść. To była decyzja zwrócenia się ku Bogu. A jakby nie było tej nieślubnej dziewczyny, kto by pomógł? I tak zawartość górnej i dolnej szufladki wymieszały mi się. A Pan Bóg to i tak sięgnie, po co zechce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak