Często obdarzając kogoś miłością, więcej szukamy dla siebie niż chcemy ofiarować. Jeśli modlitwa ma być cała dla Niego, przygotujmy się na to, że nic nam nie zostanie.
Pomyśl o tej przypowieści: pies i koń zostali przyjaciółmi. Pies odkładał dla konia najlepsze kości, koń zaś wybierał najsmaczniejsze siano. Każdy chciał tego, co najlepsze, nie zastanawiając się, czego drugi przyjaciel pragnie tak naprawdę! Ani pierwszy, ani drugi nie był nigdy nasycony. Bóg pragnie od ciebie też pocałunków miłości, a są nimi twoje modlitwy. Modlitwa to pocałunek duszy składany na Bożym Sercu. Módl się tak, jakbyś obdarzał Go pocałunkami. Bóg kocha być kochanym. Nie potrzebuje siana słów, tylko takich słów, które są ucałowaniem. Nie potrzebuje kości czy ochłapów, lecz oddania się w słowach całej duszy. Bonhoeffer mawiał: „oddajemy się na modlitwie gawędzeniu ze samym sobą”. Tak, nasza modlitwa musi być rzuceniem się na szyję Ojcu nieba, a nie narzekaniem na siebie do siebie samego.
Jednym z największych wykrzywień obrazu Boga jest wyobrażenie, że jest On „spełniaczem” potrzeb, użytecznym w chwilach naszej bezradności. Modlitwa staje się wtedy używaniem Boga. Prosimy Go i prosimy, by tylko nas zaspokajał, w ogóle nie domyślając się, że On sam nas pragnie. Możesz modlić się wspaniale, z pragnieniem obdarzenia Boga tym, czego On cicho pragnie. Kiedy uda ci się to uczynić, poczujesz szczęście, bo więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu. W czasach, w których przyszło nam żyć, ludzie w większości są zaprzedani użyteczności i interesowności.
Zadaniem chrześcijanina jest stworzenie w sobie duchowego terytorium, w którym jest miejsce dla wspaniałomyślności i bezinteresowności. Dlaczego wielu ludzi się nie modli? Ponieważ jest to czas „bezużyteczny”, ponieważ wiele modlitw wcale nie jest w schemacie: „stoliczku, nakryj się”. Bóg ofiaruje wieczność, gdy ofiaruję Mu czas. Czas, w którym o nic mi nie chodzi i nic nie jest ważniejsze niż przebywanie z Nim. Mówiąc o miłowaniu Boga, nie można tego rozumieć jako sentymentalnego apelu skłaniającego do afektywnych aktów, w których doznajemy przyjemności.
Uczuciowość w modlitwie jest poddawana gruntownemu oczyszczeniu. Jakże często bowiem obdarzając kogoś miłością, więcej szukamy dla siebie, niż chcemy ofiarować. Jeśli chcemy, by modlitwa była cała dla Niego, przygotujmy się na to, że nic nam nie zostanie w niej samej. To może być przykre, ale też piękne. Jeśli chcemy, by On nas odczuwał, wiedząc, że tego pragnie, to przygotujmy się na to, że nic w modlitwie nie poczujemy. Święta Teresa z Avila mówiła: „To zrozumiałe, że słabe kobietki, podobne do mnie, potrzebują uczucia w modlitwie, lecz oburzam się, widząc dojrzałych mężczyzn, którzy modlą się tylko wtedy, gdy mają na to ochotę”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE