Ideałem rządzących była kiedyś świętość. Szkoda, że dziś jest nim raczej nie-świętość.
Szkocja kojarzy nam się z facetami w spódniczkach w kratę, szkocką kratę oczywiście, ewentualnie z potworem z Loch Ness lub whisky. A katolikom powinna się kojarzyć ze św. Małgorzatą Szkocką (1046–1093). Ta dzielna kobieta podbiła serca twardych Szkotów. Urodziła się na Węgrzech w rodzinie pretendującej do tronu angielskiego, przebywającej na czasowym wygnaniu. Powróciła do Anglii, kiedy królem został jej krewny, św. Edward Wyznawca. Po jego śmierci w 1066 na tronie angielskim zasiadł Wilhelm Zdobywca. Małgorzata musiała znowu uciekać.
Zamierzała powrócić na kontynent, ale opatrznościowe wiatry skierowały jej statek w stronę Szkocji. Tam wkrótce się rozbił. Inteligentna, pobożna i piękna Małgorzata szybko urzekła króla Szkotów, Malcolma III, lokalnego wdowca. W 1070 roku została jego żoną i królową Szkocji. Urodziła i wychowała 6 synów i 2 córki. Zaprowadziła na tym nieco barbarzyńskim dworze chrześcijańskie obyczaje, dbała o biednych, żyła ascetycznie, przyczyniła się do odnowy tamtejszego Kościoła. Ufundowała kilka klasztorów. Zmarła 4 dni po śmierci swojego męża. Jej grób w opactwie Dumfermline stał się wkrótce miejscem kultu. Papież Innocenty IV kanonizował ją w 1250 r., a Klemens X w 1673 r. ogłosił patronką Szkocji.
Musiała być niezwykle silną kobietą. Urodzona na wygnaniu, powtórnie wygnana, poświęciła swoje dorosłe życie służbie w obcym, choć sąsiedzkim kraju. Pobożna żona, matka, królowa była jednocześnie apostołem Szkocji, promieniowała przykładem chrześcijańskiego życia. W jej czasach ideał świeckiego władcy był postawiony bardzo wysoko. Tym ideałem była świętość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz