"Józef wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę… ". Zrobił to, co było trzeba. Bez zbędnych słów, ceregieli, marudzenia, użalania się na los
Ewangelia dzisiejsza zwraca uwagę na św. Józefa. To on organizuje przymusową emigrację Świętej Rodziny do Egiptu, on kieruje jej powrotem do ojczyzny. Ewangelia opisuje to bardzo lakonicznie. Józef słyszy głos Bożego wezwania: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę…”. I co robi? „On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu (wrócił do ziemi Izraela)”. Krótko, konkretnie, po męsku. Zrobił to, co było trzeba. Bez zbędnych słów, ceregieli, marudzenia, użalania się na los. Co działo się w nim? Wyobrażam sobie, że – jak każdy, kto kocha – toczył walkę z pokusami męskiego egoizmu, wygody, małej stabilizacji, prawa do swojego szczęścia… Co by Maryja zrobiła bez Józefa?
Powtarzające się czterokrotnie greckie słowo, tłumaczone jako „wstań”, można również oddać jako „obudź się ze snu”. Bóg obudził w Józefie ojca, wezwał, by był silniejszy niż noc, która w Biblii jest symbolem działania mrocznych sił zła. To samo słowo oznacza również powstanie z martwych. Kiedy człowiek poddaje się słowu Boga, budzi się do życia, przeżywa swoje małe zmartwychwstanie.
Emigracja nie sprzyja rodzinie. Zwłaszcza wtedy, gdy wyjeżdża nie cała rodzina, ale sam ojciec czy matka. Wiedzą o tym dobrze ci, którzy wyjechali na dłużej za granicę. Wiele zależy od duchowej dojrzałości na miarę św. Józefa, od słuchania sumienia, które podpowiada, co jest dobre, a co złe w danych okolicznościach. Bywa, że wyjazd za chlebem czy z innych względów jest konieczny. Bywa odwrotnie, że trzeba jak najszybciej wrócić, aby się kompletnie nie pogubić. Ci, którzy doświadczyli smaku emigracji, mogą w historii Świętej Rodziny odnaleźć coś z własnej historii. Bóg, który stał się człowiekiem, doświadcza losu przymusowego emigranta. Zna smak wygnania z ojczyzny.
Co roku w niedzielę Świętej Rodziny pada w kościołach wiele słów o rodzinie. Powtarzają się dwa motywy: narzekanie na to, że jest źle, i przypominanie ideału życia rodzinnego, dość dalekiego od prozy życia. Nie wolno rezygnować z ideału, przydałaby się jednak bardziej praktyczna podpowiedź, jak go wprowadzać w życie.
Mam w pamięci ubiegłoroczne spotkanie dla rodziców z amerykańskim ewangelizatorem Joshem McDowellem w katowickim Spodku. Krótka diagnoza: mamy kryzys więzi międzyludzkich, rodzice nie potrafią budować więzi z dziećmi, nie przekażemy wiary w rodzinie, jeśli nie będzie autentycznej więzi rodzice–dzieci. Wniosek: trzeba pracować nad budowaniem tych więzi, w przeciwnym wypadku jedynymi wychowawcami będą telewizja i Internet. Jak to robić? Sześć rad dla rodziców: 1. afirmujcie, potwierdzajcie uczucia dzieci (to daje im poczucie autentyczności) 2. akceptujcie bez warunków (to daje poczucie bezpieczeństwa), 3. doceniajcie (to daje poczucie znaczenia) 4. okazujcie uczucia (to daje poczucie, że są kochani), 5. bądźcie dostępni, miejcie czas (to daje poczucie ważności) 6. uczcie zasad (to uczy odpowiedzialności), ale pamiętajcie: zasady bez więzi prowadzą do buntu i odrzucenia.
„Józef wstał, wziął Dziecię i jego Matkę…”
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz