Muzułmanin jest fundamentalistą, gdy życia pozbawia, a katolik – gdy je ratuje.
Żona prezydenta Maria Kaczyńska w wywiadzie dla „Wprost” potwierdziła słowa wypowiedziane 8 marca na spotkaniu z dziennikarkami. „Uważam, że zdarzają się w życiu niezwykle trudne sytuacje, w których należy ratować życie matek czy też nie żądać, by zgwałcona przez zwyrodnialca lub, co gorsza, bandę zwyrodnialców dziewczyna musiała rodzić” – powiedziała w wywiadzie. Uznała, że przepisy antyaborcyjne „są wystarczające” i że „konstytucja wystarczająco chroni życie i godność człowieka”. Na pytanie, czy jej mąż jest podobnego zdania, odrzekła: „Sądzę, że tak. Mój mąż jest katolikiem, ale nie fundamentalistą”.
Wynika z tego, że fundamentalistą jest ten, kto trzyma się fundamentalnych zasad – w tym wypadku szacunku dla ludzkiego życia. W takim razie należy być fundamentalistą. Tak samo jak Pan Jezus, wszyscy święci, papież i w ogóle wszyscy katolicy bez „ale”.
Pani prezydentowa ma rację, gdy mówi, że „należy ratować życie matek”. Należy i trzeba. Tylko że ratowanie życia nie jest aborcją! Gdy robi się wszystko, żeby zachować przy życiu przynajmniej jednego człowieka, skoro nie można dwojga, to tam nawet lekkiego grzechu nie ma. Tej śmierci nikt nie chce i sprawa jest jasna. Problem w tym, że te rzadkie przypadki są wykorzystywane do propagowania masowego zabijania, czyli zwyczajnej, obrzydliwej aborcji. Ubieranie jej w szatki troski o czyjeś życie jest bałamuceniem ludzi.
Niechże Pani prezydentowa odpowie na proste pytanie: Czy dziecko chore lub poczęte w wyniku gwałtu, choćby i zbiorowego, jest człowiekiem? Jest – i temu Pani nie zaprzeczy. W takim razie dlaczego przyłącza się Pani do chóru ludzi odmawiających dzieciom nienarodzonym praw człowieka? Jeśli mówiła Pani szczerze, to chyba nie przemyślała Pani dobrze tej kwestii. A jeśli to była próba pomocy mężowi w ukształtowaniu wizerunku prezydenta wszystkich Polaków, to jeszcze gorzej. Władza nie jest warta grzechu, bo grzech nie jest wart czegokolwiek. Kto chce podobać się wszystkim, ostatecznie zostaje Aleksandrem Kwaśniewskim z małżonką. Ale chyba nie o to chodziło?
Heroldzi „postępu” lubią nazywać konsekwentnych chrześcijan „Dulskimi”. Ale dulszczyzna to jest właśnie robienie czego innego, niż wynika z szyldu. To jest używanie moralności jako przykrywki dla załatwiania swoich interesów. Dulskim jest ktoś, kto twierdzi, że jest katolikiem, a w praktyce temu zaprzecza.
Wystawa antyaborcyjna „Wybierz życie” znów ruszyła i od razu zderzyła się z lewicową wrażliwością (szczegóły wewnątrz numeru). Ja wiem, wystawę krytykują też, ze względu na drastyczność scen, porządni ludzie. Często tacy, jak Pani prezydentowa. Ale skoro takie osoby twierdzą, że u nas „wystarczająco chroni się życie i godność”, to właśnie one powinny zobaczyć tę krwawą marmoladę, jaka po tej ochronie zostaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak