Myśl wyrachowana: Niekoniecznie jest zdrowy ten, kto się nie leczy
Oburzenie przebijało z relacji medialnych po ukazaniu się watykańskiej instrukcji w sprawie święcenia homoseksualistów. Autorzy tak się zaperzyli, jakby papieski dokument przekreślił ich osobiste, życiowe plany. W rzeczywistości w instrukcji nie ma nic nowego. Kościół od kandydatów do kapłaństwa zawsze wymagał dojrzałości i uporządkowania w zakresie płciowości. Stawiał i stawia również inne wymagania. Gdy kandydat na pilota samolotów pasażerskich nie zostanie przyjęty, nikt nie mówi, że jest do niczego. To tylko znaczy, że nadaje się do czego innego. Księża też są pilotami. Prowadzą pojazdy zdecydowanie pasażerskie, zazwyczaj te zwane parafiami. Jadą do nieba, więc dobrze, żeby siedząc za sterami, prawidłowo się nimi posługiwali. Bo jeśli spowodują katastrofę, będą ofiary w ludziach.
Bycie pilotem jednak nie dowodzi wyższości nad pasażerami, również tymi, którzy nie mają szans na dostanie się do szkoły lotniczej. Wielu tego nie rozumie.
Pół roku temu dostałem maila: „Jestem homoseksualistą. Domyślam się, co Pan teraz o mnie myśli: Czego chce ode mnie ten pedał i jak można być takim zwierzęciem, potworem? Pewnie mi Pan nie uwierzy, ale nie znam i nigdy nie znałem podobnego mi człowieka. Moja rodzina, znajomi, nie wiedzą o mnie”. Autor tak bardzo bał się zdemaskowania, że podpisywał się tylko inicjałem imienia. Potem wybrał się na terapię do związanej z Kościołem grupy „Odwaga”. Pojechał tam z duszą na ramieniu. Gdy wrócił, przysłał entuzjastyczny list podpisany imieniem i nazwiskiem. To nie był ten sam człowiek. „Mój problem całkiem nie minął, ale niczego mi nie brakuje” – cieszył się. Spotkał tam ludzi z podobnym do swojego problemem. „Jeden z nas wyjechał całkiem wyleczony” – pisał. W domu dalej nie wiedzą, dlaczego się nie żeni, ale on wie, że nie musi niczego udawać i z niczego się tłumaczyć. Ważne, że ma czyste sumienie.
Podziwiam go, bo ze swojej skłonności nie robi sztandaru, tylko ją powściąga i chce się z niej wyleczyć. Nie on jeden. Przed tygodniem dostałem kolejny list od osoby o prawie identycznych doświadczeniach.
Za to lobby gejowsko-lesbijskie by ich zlinczowało. To dla nich policzek, bo przecież „tego się nie leczy”. Ba! To jest zdrowe, słuszne i wszyscy powinni tego skosztować. Skandaliczny wyczyn działaczy stowarzyszenia Lambda w Krakowie (proszę zajrzeć na stronę 30) jest tego znakomitą ilustracją. To oni czynią krzywdę często wspaniałym ludziom, którym przydarzył się problem z płciowością. To przez nich ludzie widzą w każdym homoseksualiście wykrzywioną gębę pajaca z parady miłości. Z tej przyczyny mało kto pamięta, że HOMOSEKSUALIZM NIE JEST GRZECHEM. A nie jest i nigdy nie był, o ile go sobie ktoś sam nie wybrał. Bo nie może być grzechem to, na co człowiek nie ma wpływu. Grzechem jest uleganie skłonności seksualnej, ale przecież nie tylko homo-, lecz i hetero-, jeśli to się dzieje poza małżeństwem.
Sama skłonność jest raczej jak prąd wody, któremu nieraz – dla własnego ocalenia – trzeba się sprzeciwić. Ale jak ktoś bardzo chce, może się poddać i skończyć w studzience kanalizacyjnej. Moi znajomi wybrali drogę walki. Może będą świętymi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak