W ostatnich latach wiele uwagi poświęca się tolerancji. Mamy obowiązek uszanować wszystkie odmienności i inne spojrzenie na świat.
Zgadzam się z tym w stu procentach, szanować trzeba każdego człowieka. Co oczywiście nie znaczy, że mam popierać to, co ludzie robią, i nie mam prawa krytykować ich zachowań – nie samych ludzi. Niestety, ostatnio mam wrażenie, że zasada tolerancji nie dotyczy praktykujących katolików. W czasie niedawnej rozmowy z moimi przyjaciółmi zauważyłam, że nie potrafili zrozumieć, dlaczego ja w święta chodzę do kościoła, zamiast spotkać się z nimi i poświęcić im wolny od pracy zawodowej czas.
Przyjaciele są ochrzczeni, mają ślub kościelny, jednak zawsze gdy przychodzą do kościoła, to dziwnym trafem święcą pokarmy. Nie pomogły tłumaczenia, że ja potrzebuję być w świątyni. Wysłuchałam całej litanii na temat złych księży pedofili i miłośników drogich samochodów, którzy robią mnie w balona na każdym kroku i wyciągają ode mnie pieniądze. Usłyszałam także, że jestem naiwna, daję sobą manipulować i jeszcze ta wiara bokiem mi wyjdzie.
Jak w końcu zdenerwowana powiedziałam, że to nie jest ich sprawa – obrazili się. Bo przecież są moimi przyjaciółmi i chcą dla mnie dobrze. Zadzwonili kilka dni po świętach i powiedzieli, że… już się na mnie nie gniewają (sic!), ale może najwyższy czas, żebym dała sobie spokój z tym Kościołem. Nie wiem, jak dalej potoczy się ta znajomość, ale swoją drogą mam tego dość. Skoro ja szanuję ateistów i wierzących niepraktykujących, to może najwyższy czas, żeby ktoś szanował też to, co ja robię. Przecież nikomu nie wyrządzam krzywdy. Po prostu wierzę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Aneta Górska, Szczecinek