Bardzo dziękuję za parę słów o sytuacji katechezy w szkole. Parę słów, bo można dużo więcej, każdy katecheta ma swoją historię. Ja również.
Jestem przy tablicy od 12 lat i odnotowuję zachodzące zmiany nie tylko w uczniach, ale przede wszystkim w rodzicach. O to mój przypadek z tego roku. Dwa dni po rozpoczęciu roku szkolnego w moim gimnazjum odbywa się spotkanie wychowawców z rodzicami. Kilkoro rodziców w jednej z pierwszych klas oznajmiło głośno i dobitnie, że nie poślą dziecka na religię. Powód?
Złe doświadczenia z podstawówki (katechetka była dziwna), dzieci mają wiele innych ważniejszych przedmiotów, dzięki którym zdobędą zawód i pieniądze. „Światowych” rodziców nieśmiało poparła druzgocząca większość. Wychowawczyni zdumiona i przerażona oznajmiła, że ręczy za katechetkę (tzn. że nie jestem dziwna) i że nigdy nie zdarzyło się, że jej wychowankowie nie chodzili na religię. Rodzice w milczeniu wypełnili deklaracje. Działo się to w środę wieczorem, a w czwartek rano miałam z tą klasą pierwszą lekcję.
Na zajęcia przyszło 28 osób z zeszytami i podręcznikami! Moje wnioski: 1. Znakomita większość rodziców chciała, aby dzieci uczęszczały na katechezę (stąd podręczniki kupione dużo wcześniej), jednak gdy znajdzie się kilkoro „nowoczesnych”, reszta boi się dać świadectwo. W mojej karierze katechetycznej to trzecia w ciągu trzech ostatnich lat taka sytuacja (rok wcześniej podobnie postąpili rodzice drugiej klasy, ale dzieci się zbuntowały! Jest to w tej chwili moja najlepsza klasa). 2. Zaczyna się pokolenie rodziców ’89 którzy zachłysnęli się wolnością, nie pamiętając, dzięki Komu ją mają. To będą trudni rodzice i będzie jeszcze gorzej. Musimy jednak tę falę przetrwać. Jak? Pewnie z Bożą mocą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Jagieło, Warszawa