Dziękuję za ciekawy artykuł („Kościół bez facetów?” GN nr 30/2007), a przede wszystkim za zauważenie tematu. Sama, jako odpowiedzialna wspólnoty Ruchu Światło–Życie, dostrzegam ten problem, jednocześnie brakuje mi pomysłu, jaką postawę zająć wobec takiej rzeczywistości.
Zgadzam się z tezą, że mężczyzn od Kościoła odstrasza narzucany im sztuczny model „grzecznego chłopca”. Nie potrafię jednak zgodzić się z tym, że model duszpasterstwa nastawiony jest głównie na wrażliwość kobiety. Trudno mi określić, jaki model byłby odpowiedni dla mężczyzn, ale ten, który jest reprezentowany przez wielu księży, na kobiety nastawiony na pewno nie jest. Wiem, że nie odpowiada on mnie (chyba, że jestem jakimś wyjątkiem). Wiem również, że duszpasterz powinien być przede wszystkim autentyczny i dlatego sam powinien żyć, a także nauczać zgodnie ze swoją męskością. Taka postawa trafia chyba zarówno do kobiet, jak i mężczyzn.
Co do stwierdzenia, że „W katolicyzmie kult maryjny nie może być centralny, bo on ustawia mężczyznę ciągle w relacji do matki i dlatego nie pozwala mu dorosnąć”, uważam, że kult ten nie może być centralny przede wszystkim dlatego, że wtedy fałszowałby prawdę Ewangelii. Jednak Chrystus właśnie św. Janowi dał Maryję za matkę. Poza tym, czy to, że nazywamy się dziećmi Bożymi, nie pozwala nam dorosnąć? O. Franciszek Blachnicki, duszpasterz, któremu nie można zarzucić, że nie dbał o właściwy rozwój człowieka, przedstawiał Niepokalaną jako naszą Matkę, Matkę nowego życia w nas i jako wzór tego życia.
Zgadzam się ze stwierdzeniem ks. Piotra Pawlukiewicza, że „kobieta nie jest w stanie nadać mężczyźnie męskości”, dlatego wydaje mi się, że jest to ogromne wyzwanie dla mężczyzn w Kościele, zarówno duchownych, jak i świeckich. Dotyczy to także udziału chrześcijańskich ojców w wychowaniu synów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Iwona Makowiecka