Po obejrzeniu filmu „Karol – człowiek, który został papieżem” można zapytać, czy obraz włoskiego reżysera jest arcydziełem sztuki filmowej. Pewnie nie. Czyż nie jest podobny do filmu Krzysztofa Zanussiego „Z dalekiego kraju”? Nasuwa się takie skojarzenie.
Jednak „Karola” cechuje to, co w dziele filmowym jest najważniejsze. Porusza, wzrusza i poucza. Jest filmem mądrym. Stanowi refleksję nad historią naszego kraju, doświadczonego totalitaryzmami XX wieku. Na tle tych wydarzeń śledzimy drogę Karola Wojtyły do kapłaństwa, a potem na Stolicę Piotrową, do służby Bogu i ludziom. Uświadamiamy sobie, że jest to człowiek z krwi i kości, który poznał ból, cierpienie, ciężką pracę fizyczną.
Taki zwyczajny „człowiek, który został papieżem”. Wielkie brawa dla, rzekłbym, szlachetnego aktorstwa Piotra Adamczyka. Niezwykłą metamorfozę przeszedł aktor od nieco drewnianej roli Szopena po wybitną, „uśmiechniętą” kreację jako Karol Wojtyła. Film warto zobaczyć jeszcze z jednego powodu, po to, by przypomnieć sobie słowa: „Miłość mi wszystko wyjaśniła, miłość mi wszystko rozwiązała – dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Artur Stanek, Mysłowice