Dwa gesty były charakterystyczne dla Jana Pawła II: szeroko rozpostarte ramiona, kiedy spotykał się z ludźmi,i złożone dłonie, gdy rozmawiał z Bogiem. Zawsze na kolanach, nawet wtedy, gdy te kolanaz powodu starości i choroby zginały się z wielkim trudem.
Pierwsze słowa, które następnego dnia po zamachu ciężko ranny Ojciec Święty skierował do czuwającego przy nim ks. Stanisława Dziwisza, brzmiały: „Czy odmówiliśmy już kompletę?”, czyli modlitwę brewiarzową odmawianą przed snem. Dla Jana Pawła II rozmowa z Bogiem była najważniejszym zajęciem w ciągu dnia. Zawsze miał na nią czas. I nigdy nie liczył minut czy godzin spędzonych na modlitwie. Nawet gdy wokół były tysiące ludzi, gdy błyskały flesze aparatów fotograficznych, a każdy ruch, gest, minę śledziły telewizyjne kamery.
Oddychał modlitwą
Tę umiejętność skupienia, mimo zmęczenia, ceremoniału, kamer i szyb pancernego samochodu zauważali i podziwiali wszyscy, którzy często towarzyszyli Papieżowi. „Jest coś niewiarygodnego w jego skupieniu. On naprawdę rozmawia z Bogiem bardzo osobiście. W tym skupieniu jest naprawdę wielki” – zauważył przed laty znany pisarz Ernest Bryll. Przyjaciel Jana Pawła II, krakowski pisarz i poeta Marek Skwarnicki mówi, że na całe życie zapamięta widok Papieża modlącego się bardzo długo w mistycznym skupieniu w Fatimie. – Gdyby nie ceremoniarz, który poruszył go lekko, dając znak do przejścia do kolejnego punktu programu pielgrzymki, ta niezwykła modlitwa trwałaby pewnie jeszcze dłużej – dodaje Marek Skwarnicki.
– Modlitwa była jego naturalnym odruchem. Tak jakby oddychał modlitwą – mówi o. Leon Knabit. – Nauczyłem się od niego, że jeśli przed nią wszystko ustąpi na dalszy plan, wówczas modlitwa daje sobie radę z najbardziej zapracowanym dniem.
A dni Jana Pawła II były niezwykle zapracowane. Mimo to bardzo często przerywał swoje obowiązki, szedł do kaplicy i modlił się. Prawdopodobnie codziennie odprawiał nabożeństwo Drogi Krzyżowej, nie rozstawał się z różańcem.
– Wydaje mi się, że Jan Paweł II miał dar ustawicznej modlitwy. Wymiar kontemplacyjny był obecny w każdym spotkaniu, w rozmowie, w posiłkach. Czuło się z jednej strony pełną obecność Ojca Świętego, a zarazem pewną nieobecność, nie obcą, ale świętą nieobecność. Widać było, jak ten „moment mistyczny” cały czas w nim pracuje – opowiada o. Maciej Zięba. – Widziałem to też na konferencjach, w których uczestniczyłem, na synodzie itp., gdzie był obecny przez wiele godzin, gdzie był aktywny, zabierał głos, a równocześnie pod stołem miał różaniec, którego paciorki się przewijały cały czas. Widziałem, że cały czas się modlił, chociaż to nie było ostentacyjne, lecz czynione bardzo dyskretnie, ukradkiem. Większość obecnych tego nie zauważała.
Specyfiką pontyfikatu Jana Pawła II były poranne Msze papieskie, na które zawsze byli zapraszani jacyś goście. Ojciec Leon Knabit nieraz odprawiał Mszę św. z Janem Pawłem II. – Stałem obok niego w czasie Mszy świętej. Widziałem jego skupienie. Ale to nie było zawstydzające. Ja po prostu cieszyłem się, że stoję obok kogoś, kto nie boi się wejść w nieznany świat modlitwy jak do ciemnego lasu – wspomina.
Dla papieskiego ceremoniarza bp. Piero Mariniego wielkim przeżyciem była Msza św. w Wieczerniku. – Była to jedna z Mszy najbardziej przeżytych, intymnych – wspominał w jednym z wywiadów. – Po jej zakończeniu Papież chciał tam pozostać w ciszy, na modlitwie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wiesława Dąbrowska-Macura wsp. B. Gancarz, M. Jakimowicz, ks. A. Stopka