Miał ledwie 10 miesięcy, kiedy Arabowie zabili mu mamę. Na skórze ma blizny po torturach zadanych mu przez muzułmanów. Spokojną przystań czarnoskóry Martin z południowego Sudanu znalazł w Polsce.
W święto Trzech Króli cała Polska zobaczyła go w telewizji w Orszaku Trzech Króli, który przeszedł przez Warszawę. Czarnoskóry Martin Bol Deng Aleu grał króla Baltazara, czyli reprezentował Afrykę, składającą hołd nowo narodzonemu Jezusowi. W kraju, z którego pochodzi 41-letni Martin, wyznawcy Chrystusa są jednak prześladowani. Jeszcze 6 lat temu chrześcijańscy mężczyźni byli tu masowo mordowani, a kobiety i dzieci zamieniane w niewolników. Tak, w niewolników, choć mamy XXI wiek. To Sudan, w którym dominują muzułmańscy Arabowie. W swoich meczetach słyszą, że ludzie niewyznający islamu są głupi. Na to nakłada się tradycyjna pogarda Arabów z północy Sudanu dla ludzi o czarnym kolorze skóry. A czarni, którzy zamieszkują południe Sudanu, to chrześcijanie lub animiści. Ci czarni, a wśród nich młodszy brat Martina, decydowali właśnie w referendum o niepodległości południowego Sudanu. Wyniki zostaną ogłoszone w lutym. Ponieważ częsty jest tam analfabetyzm, ludzie wybierali w głosowaniu jeden z dwóch obrazków: dwie dłonie w uścisku (za wspólnym państwem z Arabami z Północy) lub pojedynczą dłoń (za niepodległością). W długich kolejkach przed lokalami wyborczymi dziennikarze z Europy nie umieli znaleźć nikogo, kto byłby za pozostaniem w jednym państwie z Arabami.
Bomba na szkołę
Skąd to zdecydowanie południowych Sudańczyków? Wystarczy posłuchać historii Martina. Podobnych historii są miliony. Rodzice Martina byli świetnie wykształceni, co akurat jest rzadkością w południowym Sudanie. Tata, Michael, skończył Akademię Policyjną i dosłużył się stopnia generała policji. Mama miała na imię Aluat. Skończyła pedagogikę, była nauczycielką. Ich pierworodny Martin urodził się w lipcu 1968 roku. 1 maja następnego roku 23-letnia wtedy Aluat poszła jak co dzień do szkoły w mieście Kuajok, w której uczyła. Nagle rozległ się huk silnika samolotu wojsk północnego Sudanu. W szkołę uderzyła bomba. Budynek, choć murowany, runął. Aluat zginęła pod gruzami razem z dziećmi, które uczyła. – Mama nie ma nawet grobu. Tej szkoły nikt nie odbudował, gruzy ciągle tam leżą – mówi Martin. Aluat jest ofiarą pierwszej wojny w Sudanie, toczonej przez muzułmańskich Arabów z Północy przeciw murzyńskiemu Południu. Wojna trwała od 1955 do 1972 roku. Potem nastąpiło 11 lat pokoju. Ojciec Martina ożenił się drugi raz. Dbał o wykształcenie syna. Niestety, zanim Martin skończył gimnazjum, muzułmanie wprowadzili w całym kraju islamskie prawo: szariat. Murzyńska ludność podniosła przeciw temu bunt. Rozpaliło to nową, krwawą wojnę. Choć później Arabowie z północy wycofali się z szariatu dla chrześcijan, muzułmańscy sędziowie nieraz skazywali na jego podstawie także chrześcijan. – Wielu chrześcijanom obcięto ręce, choć konstytucja tego zabrania – relacjonuje Martin. Karę amputacji kończyn wymierza się np. za posiadanie alkoholu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak