Instytut Pamięci Narodowej obchodzi swój jubileusz. Czy zdołał rozliczyć i zdemitologizować PRL?
Instytut obchodzi swój jubileusz w nie najlepszej atmosferze. Obchodom towarzyszy wrogość części klasy politycznej, a bieżącą działalność utrudniają cięcia budżetowe. IPN nie ma prezesa, a więc osoby nie tylko odpowiadającej za sprawne funkcjonowanie instytucji, ale także dającej jej własną twarz i pasję. Janusz Kurtyka, którego kadencja kończyła się w grudniu br., zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Od tego czasu obowiązki prezesa pełni dr Franciszek Gryciuk, wcześniej wiceprezes, wysunięty przez PSL.
W zawieszeniu
Prezes Gryciuk stoi przed problemami, których rozwiązywanie nie było przewidziane w ramach obowiązków, które kiedyś pełnił. Zresztą nawet mając formalne uprawnienia do podejmowania decyzji, nie ma mandatu i autorytetu, jaki daje dopiero wybór przez Sejm. Na dodatek wiosną br. przyjęta została niefortunna nowelizacja ustawy o IPN. Osłabia ona pozycję prezesa oraz przewiduje niezwykle skomplikowany wybór organów kontrolnych, czyli Rady IPN. Wszystko wskazuje na to, że przynajmniej do wiosny 2011 r. Instytut będzie w okresie przejściowym. Ustawa o IPN została uchwalona w grudniu 1998 r., ale dopiero wybór przez Sejm pierwszego prezesa w czerwcu 2000 r., którym był prof. Leon Kieres, zapoczątkował jego tworzenie. Po upływie dekady prac Instytutu warto postawić pytanie o rolę, jaką odgrywał.
Spóźniony obrachunek
Wiele czynników złożyło się na to, że proces rozrachunku z PRL został odłożony w czasie. Dopiero powstanie Instytutu stanowiło zasadniczy przełom. Trudno było oceniać PRL zaraz po 1989 r., kiedy przemiany ustrojowe zachodziły pod kontrolą przedstawicieli starego reżimu. Gen. Jaruzelski był prezydentem kraju, jego najbliższy współpracownik, gen. Kiszczak – ministrem spraw wewnętrznych, a ludzie z nowej ekipy nie mieli efektywnej kontroli zarówno nad administracją państwową, jak i służbami specjalnymi. Już w 1993 r. postkomuniści, tym razem dzięki zwycięstwu w wyborach parlamentarnych, odzyskali władzę nad krajem. W 1995 r. Aleksander Kwaśniewski zwyciężył w wyborach prezydenckich pod hasłem „Wybierzmy przyszłość”, świadomie odcinając się od rozrachunków z przeszłością. Był w tym konsekwentny, mając za sobą wsparcie części społeczeństwa, a przede wszystkim elit uniwersyteckich, medialnych oraz środowisk twórców kultury. Dodam, że strategia zaplanowanej amnezji nie byłaby możliwa, gdyby nie przyzwolenie części środowisk solidarnościowych, ale i kościelnych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski