Koniec z tolerancją dla koszulek z Leninem i Che Guevarą. Pomoże w tym nowy zapis w kodeksie karnym: za propagowanie komunizmu można trafić do więzienia nawet na 2 lata.
Do tej pory art. 256 kodeksu karnego mówił, że „kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”. W ubiegłym roku Sejm doprecyzował: „kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające, będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej”. Jest tylko zastrzeżenie, że nie dotyczy to przechowywania takich symboli dla celów badawczych, kolekcjonerskich czy artystycznych. Nowelizacja właśnie weszła w życie.
Romantyczny zbrodniarz
Właściwie trudno zrozumieć, dlaczego dopiero 20 lat po upadku komunizmu zdecydowano się wyraźnie zaznaczyć, że zarówno propaganda faszystowska, jak i komunistyczna zasługują na równe potraktowanie. Owszem, w Konstytucji RP jest mowa o zakazie szerzenia obu zbrodniczych ideologii, ale aż dotąd „czerwona odmiana socjalizmu” nie miała swojego paragrafu w kodeksie karnym. A właściwie była schowana za ogólnym określeniem „inny totalitarny ustrój”, zamiast być wymieniona z imienia.
Przyczyną tej spóźnionej sprawiedliwości jest z pewnością dziwna taryfa ulgowa, jaką ciągle stosuje się wobec komunizmu. Przede wszystkim na Zachodzie, ale również w naszym kraju. Rozliczenie z nazizmem niemieckim i faszyzmem włoskim miało, na szczęście, wpływowych orędowników. Niestety, próba ukazania rozmiaru zbrodni komunistycznych nie wszędzie ma siłę przebicia i ciągle bywa traktowana jako niepoprawne politycznie awanturnictwo.
Che Guevara na przykład nie funkcjonuje w powszechnej opinii jako zbrodniarz kubańskiej rewolucji, torturujący własnoręcznie więźniów, tylko jako romantyczna ikona młodzieżowego buntu i beztroskiej wolności. Popularne są koszulki z podobizną Che, podobnie jak głowy Lenina czy skrótami CCCP. Oczywiście, trudno mówić tu o programowej promocji komunizmu. Najczęściej działa zwykła ignorancja: koszulki „schodzą”, bo są modne. Ale to przyzwolenie społeczne ma również głębszą podstawę. – To nie tylko ignorancja, to także uwarunkowania polityczne – uważa prof. Wojciech Roszkowski, historyk. – Komunizm w Europie Zachodniej jest postrzegany jako uprawniony punkt widzenia na świat i jako sojusznik w walce z nazizmem. Poważne siły intelektualne – dodaje Roszkowski – stoją za pewną nostalgią i przekręcaniem historii. Podręczniki na Zachodzie mało mówią o zbrodniach komunizmu – dodaje. Próbą przełamania tej ignorancji było wydanie „Czarnej księgi komunizmu” pod redakcją Stephana Courtois, byłego członka francuskich maoistów. Dla wielu ludzi na Zachodzie szokiem były liczby przedstawione przez autorów: ok. 100 mln ofiar śmiertelnych rządów komunistów na całym świecie. Najważniejsza teza tej publikacji brzmi: nie tylko okresy „wypaczenia” – jak stalinizm – odpowiedzialne są za zbrodnie przeciwko ludzkości. Przemoc i terror były i do dzisiaj są podstawą funkcjonowania państw dotkniętych rakiem marksizmu-leninizmu. Krew na rękach mają nie tylko Stalin i Mao, ale też Lenin czy „romantyczna” ikona popkultury Che Guevara.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina