Być w Rzymie i nie widzieć papieża. Nie zobaczyć też Bazyliki św. Piotra, Koloseum i Hiszpańskich Schodów. Czy można sobie wyobrazić mniej udany pobyt w Wiecznym Mieście? To zależy. Dzieci z Lasek jeszcze nigdy niczego nie zobaczyły.
Co najbardziej spodobało ci się w Rzymie? – Podobało mi się, jak oglądaliśmy Bazylikę św. Piotra – mówi z przekonaniem Adam Jamróz. Ma 15 lat. Jest niewidomy od urodzenia. – Szybciej bym umarł, niż bym skonstruował taką budowlę! – Dzieci niewidome nie mówią: dotykałem, macałem – wyjaśnia Stanisław Badeński, wychowawca Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w Laskach. – Mówią: widziałem. Widzieć w terminologii niewidomych to znaczy nie tylko dotknąć, ale też być, doświadczyć, poczuć bliskość. Dlatego Roksana Hajduk mogłaby powiedzieć, że widziała Ojca Świętego. Podczas audiencji podeszła do Benedykta XVI, trzymając w ręku szkatułkę z kamieniem węgielnym, który będzie wmurowany w jedną ze ścian nowej szkoły dla niewidomych w Laskach. Stara szkoła spłonęła. W nowej, jeśli dobrze pójdzie, dzieci rozpoczną naukę już w tym roku. – Dotknęłam jego dłoni – mówi nieśmiało. – Co poczułam? Dobroć, otwartość. Wszyscy poczuli się wyjątkowo, bo Papież zwracając się do Polaków, dodał łamaną polszczyzną: – Pozdrawiam szczególnie niewidome dzieci z Lasek i ich opiekunów!
Zobaczyć palcami
Jak piętnastka dzieci z podwarszawskich Lasek „oglądała” Wieczne Miasto? Nie mają wyobrażenia wielkości, jeśli przekracza ona zasięg ramion, nie wiedzą, co to kolor albo światło. Ks. Jakub Szcześniak opowiadał kiedyś swemu podopiecznemu: – Słuchaj, Damian, byłem na dole w kopalni. Widziałem to, co ty: wszędzie było ciemno... – Nie – przerwał Damian. – Ja nawet ciemności nie widzę. Dlatego nie były w Muzeach Watykańskich czy Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie nie można niczego dotknąć i w żaden sposób wyobrazić sobie dzieła Michała Anioła. Oglądanie Rzymu zaczęło się dużo wcześniej, w Laskach. Podczas lekcji poznawali historię miasta, historyczne postaci, zabytki, które zobaczą. Do dyspozycji dzieci miały brajlony – wypukłe obrazy, z których dotykiem mogły poznać kształt Koloseum i rzymskich bazylik.
A po kilku dniach znalazły się przed Koloseum. Z każdej strony dochodzą okrzyki zachwytu turystów, jedni krzyczą po angielsku, inni po niemiecku, są też gdzieś tam Polacy. Tak wiele zupełnie nieznanych języków. Do tego nawoływania kupców. Blisko przejeżdżają samochody, dochodzą ryki przyspieszających skuterów. Nad głowami przelatuje helikopter. Mają świadomość, co działo się tu dwa tysiące lat temu. Walki gladiatorów, męczeńska śmierć tysięcy chrześcijan i ślepa radość rzymskiej publiczności. Trzymając się jedno drugiego, obchodzą Koloseum wokoło. Liczą kroki, aby unaocznić sobie wielkość antycznej budowli. Potem stają przy wejściu. Rozkładają ręce, chcą określić wielkość bramy. Dotykają zimnego, chropowatego marmuru. – Jak to skonstruowane, że to wszystko tak długo przetrwało? – dziwi się Adam.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Przemysław Śliwiński, współpracownik „Gościa” z Rzymu