45 tysięcy Kongijczyków w ostatnich dniach opuściło swe domy. Uciekają pieszo, w strugach deszczu.
Brakuje wody, żywności i lekarstw. Wznowienie działań wojennych we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga doprowadziło do katastrofy humanitarnej. Wojna jest wpisana w DNA każdego, kto urodził się na północ od jeziora Kivu. Na tych terenach trwa wojna, najkrwawsza od czasów II wojny światowej. Od 2003 r. pochłonęła już 5,5 mln ludzkich istnień. Jednak nawet my nie spodziewaliśmy się, że może dojść aż do takiej eskalacji konfliktu. W oczach 30-letniej Kongijki widać rezygnację. Uciekła na Zachód przed okropnościami wojny. Kiedy zaczynamy rozmawiać, prosi: Pisz tak, by nie było wiadomo, kim jestem. Tę prośbę usłyszę jeszcze wielokrotnie, pytając o przyczyny tragedii.
Obrońca czy morderca?
O tym, że Perła Afryki, jak popularnie nazywa się ten zakątek Czarnego Lądu, stoi w ogniu, pisałam w sierpniu (GN 33/2008). Przyzwyczajeni do skomplikowanej sytuacji misjonarze mieli wtedy nadzieję, że „ogień potli się i zgaśnie”, jak już wielokrotnie bywało w ciągu ostatnich 10 lat. Przywódca rebeliantów Laurent Nkunda zerwał jednak 28 sierpnia porozumienie pokojowe. Grabieże, mordy i masowe gwałty przybrały na sile. Ludzie po raz kolejny zebrali swój skromny majątek i wyruszyli w drogę. Spekulanci zaczęli podbijać ceny. Fasola, będąca głównym źródłem pożywienia, z 20 dolarów za worek podskoczyła do 95. Kongijczycy przebijając się przez dżunglę, dochodzą do obozów, gdzie zamiast domów zostaje im przydzielony numer uchodźcy. Jest ich już 1,6 mln. Nie mają żadnych środków do życia.
Kim jest Nkunda, którego nie są w stanie powstrzymać stacjonujące w Kongu, liczące 17 tys. żołnierzy, pokojowe oddziały ONZ? Stoi on na czele liczącego ok. 10 tys. rebeliantów Narodowego Kongresu Obrony Ludu (CNDP). Będąc Tutsi, uważa się za obrońcę etnicznej mniejszości z tego plemienia, zamieszkującej we wschodnim Kongu. Występuje – jak głosi – przeciwko partyzantom z Demokratycznych Sił Wyzwolenia Rwandy (FDLR). Ten rebeliancki ruch plemienia Hutu składa się z członków Interahamwe, oddziałów odpowiedzialnych za ludobójstwo w Rwandzie. Schronili się oni w Nord Kivu i, według Nkundy, walczą obecnie u boku kongijskiej armii. Nkunda nie jest jednak kryształowym obrońcą Tutsi. Ciążą na nim międzynarodowe oskarżenia o masakrę 160 osób dokonaną w mieście Kisangani. Porywał też dzieci, jest oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie wojenne. Wydano międzynarodowy nakaz jego aresztowania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego