Radovan Karadzić, przywódca bośniackich Serbów, wreszcie odpowie za swoje zbrodnie wojenne. Szkoda, że tylko on.
Karadzić został w ubiegłym tygodniu aresztowany w Belgradzie, gdzie mieszkał od jakiegoś czasu. Chociaż od 1995 r. poszukiwany był międzynarodowym listem gończym, nie ukrywał się w piwnicy, ani niedostępnych górskich pieczarach, co sugerowały czasem media. Prowadził życie aktywne, jako wzięty psychiatra dr Dragan Dabić, w prywatnej klinice w stolicy Serbii. Umiejętnie zmienił swój zewnętrzny wizerunek, zapuszczając brodę i długie włosy. Prawdopodobnie serbskie służby specjalne od dawna były na jego tropie. Aresztowano go, gdy zmienił się klimat polityczny w Serbii, a nowe kierownictwo państwa zrozumiało, że bez wydania zbrodniarzy wojennych nie ma szans na postęp w rozmowach z Unią Europejską.
Wrażliwy i wykształcony
Co zmieniło starannie wykształconego psychiatrę, który studiował także na amerykańskich uczelniach, oraz cenionego poetę, autora subtelnych liryków, w zbrodniczego przywódcę? Przede wszystkim szowinistyczny nacjonalizm i wiara w wyjątkowość misji własnego narodu połączona z pogardą i nienawiścią do innych. Towarzyszył temu pseudoreligijny mistycyzm, który wykorzystywał tradycję prawosławną Serbów, aby wmówić im, że mordując innych – katolików i muzułmanów – walczą nie tylko o własną państwowość, ale także bronią jedynej prawdziwej wiary. Polityką zaczął się zajmować w 1989 r., gdy został wybrany liderem skrajnie nacjonalistycznej Serbskiej Partii Demokratycznej, reprezentującej interesy Serbów w federacyjnej jeszcze republice Bośni i Hercegowiny. Jego dalszą karierę zdeterminował rozpad Jugosławii, który rozpoczął się w 1991 r.
Krwawy podział Jugosławii
Pierwsi z federacji wyszli Słoweńcy, którym po krótkich walkach w czerwcu 1991 r. udało się obronić suwerenność. Znacznie boleśniejsza była secesja Chorwacji, gdyż na jej terytorium żyła liczna mniejszość serbska. Miejscowych Serbów, zamieszkałych głównie w górzystym rejonie Krainy, wspierali ich ziomkowie z macierzystej Serbii, ale i z sąsiedniej Bośni. W grudniu 1991 r. dotarłem z konwojem do oblężonego przez Serbów Daruvaru w środkowej Chorwacji. Wcześniej i później byłem w kilku zapalnych punktach Europy Wschodniej, ale takiego stężenia nienawiści, jak na Bałkanach, nie spotkałem nawet w Czeczenii. Ponieważ przywieźliśmy Chorwatom lekarstwa, sprzęt medyczny i trochę żywności, przyjmowali nas z wyjątkową gościnnością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski