Wyjedź z nami do USA! Zarabiaj w Stanach! - krzyczą ogłoszenia na korytarzach wyższych uczelni i w okolicach akademików. Organizatorzy kuszą studentów atrakcyjnym stażem. Czy warto wyjechać za ocean do pracy?
Kwiecień to ostatni dzwonek, by zdecydować się na wyjazd za granicę w ramach programu studenckiego. Właśnie teraz firmy, które werbują studentów do pracy w USA, promują swoje usługi, chcąc sprzedać pozostałe wolne miejsca. Zainteresowaniem studentów cieszy się zwłaszcza projekt „Work&Travel;” (pracuj i podróżuj). Jego uczestnicy ostrzegają, że wymarzone wakacje mogą oznaczać długą i męczącą przeprawę... nie tylko przez ocean.
Zanim zarobisz, musisz wydać
By wziąć udział w programie, należy najpierw wybrać odpowiedniego pośrednika, czyli firmę wysyłającą studentów za ocean. Później trzeba wypełnić stos dokumentów, w których pada pytanie nawet o znajomych, którzy potwierdzą naszą prawdomówność, czy o umiejętność posługiwania się bronią chemiczną, biologiczną czy nuklearną. Po wypełnieniu formularzy trzeba zapłacić za bilet, pośrednictwo agenta, wizę i za wpisanie do amerykańskiego systemu informacji o zagranicznych studentach.
Po uiszczeniu opłat (w sumie ponad 5000 zł) i uczestnictwie w tzw. targach pracy, na których podpisuje się coś w rodzaju umowy z przyszłym amerykańskim pracodawcą, studenta czeka wizyta w ambasadzie USA. – Najwięcej czasu zajmuje czekanie w kolejce, bo rozmowa z konsulem trwa zaledwie kilka minut i sprowadza się przede wszystkim do podania dokumentów i skanowania linii papilarnych palców wskazujących – opowiada Dorota, studentka filologii angielskiej na KUL, uczestniczka stażu w USA.
Ale odlot...
W końcu przychodzi długo oczekiwany dzień – wylot za Wielką Wodę. Rozpoczyna się kilkumiesięczna przygoda w USA. Praca okazuje się trafnym wyborem. Pracodawca wyrozumiały i serdeczny. Zdolności językowe umożliwiają swobodną konwersację z Amerykanami. Jest pięknie. Zdarza się jednak, że sen o Ameryce zamienia się w koszmar, z którego niełatwo się uwolnić. Praca okazuje się zbyt wymagająca lub wyczerpująca fizycznie lub psychicznie. – Czasem pracodawca traktuje stażystów jak ludzi gorszej kategorii, którzy przyjechali do pracy za minimalną stawkę – mówi Paweł, student ekonomii na UJ. – Pracując w restauracji jako kelner, dostawałem najgorzej położone, więc najrzadziej zajmowane stoliki. Nie mogłem liczyć na napiwki – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Krzysztof Maciejczyk, dziennikarz naukowy