Wraca pomysł uwłaszczenia działkowców. Ta z pozoru sielsko-anielska sprawa to tak naprawdę gra o gigantyczne pieniądze.
Jak powiedział prezes Polskiego Związku Działkowców Eugeniusz Kondracki, w samej tylko Gminie Warszawa-Centrum ogródki działkowe zajmują 3 ha. Według warszawskich agentów nieruchomości, Adama Ławrynowicza z firmy Tower i Małgorzaty Ławińskiej z Intry, średnia cena metra kwadratowego gruntu na tym terenie to 5 tys. zł. Oznacza to, że wspomniane 3 hektary są warte średnio 150 mln zł! A warto dodać, że w zależności od lokalizacji i możliwości inwestycyjnych, zapisanych w planie zagospodarowania przestrzennego, kwoty te mogą być jeszcze wyższe, bo cena metra kwadratowego może w Warszawie-Centrum sięgać nawet 13–30 tys. zł! Dodajmy jeszcze informację (także pochodzącą od prezesa Kondrackiego), że w całej Warszawie ogródki działkowe zajmują 1200 hektarów, a w całej Polsce – 44 tys. hektarów, a stanie się jasne, że ogródki działkowe w Polsce są warte fortunę. Ważne jest więc, kto tą fortuną zarządza.
Skandal!
Tu dochodzimy do problemu, który główny architekt polskiej reformy samorządowej prof. Jerzy Regulski nazywa jednym z większych skandali prawnych w Polsce. Polega on na tym, że – według prawa – nie można być użytkownikiem ogródka działkowego, jeśli się nie jest członkiem Polskiego Związku Działkowców. Cóż... wydawałoby się, że czasy, w których nie było w Polsce konstytucyjnej i faktycznej swobody stowarzyszania się, mamy już szczęśliwie za sobą. Nawet Trybunał Konstytucyjny orzekł, że taki ustawowy nakaz zrzeszania się działkowiczów jest niezgodny z konstytucją. Ale cóż z tego, skoro Sejm odrzucił ten wyrok Trybunału (miał wtedy jeszcze taką możliwość). W ten sposób prawie milion działkowców nie ma innego wyjścia, jak tylko tkwić w PZD i płacić na jego rzecz składki. Obecnie wynoszą one rocznie 14 groszy za każdy metr kwadratowy uprawianej działki.
Miliony na czapę
Polski Związek Działkowców jest więc odgórną czapą, na którą (na władze okręgowe i krajowe związku) idzie – według informacji prezesa Kondrackiego – 30 proc. związkowych składek. No to szybciutko liczymy: 44 tys. hektarów działek, czyli 440 000 000 metrów kwadratowych, po 14 groszy składki rocznej, to daje 61 600 000 zł. Z tego 30 proc. to 18 480 000 zł – tyle działkowcy płacą rocznie na związkowy aparat PZD. Nawiasem mówiąc, PZD – jak przyznał prezes Kondracki – jest ustawowo zwolniony z podatku od nieruchomości. Wydaje się, że do tej sytuacji pasuje stary bon mot Jana Pietrzaka: „Al Capone w grobie się przewraca!”. Trzeba też wiedzieć, że PZD nie czerpie korzyści w postaci składek ze swojej własności, bo właścicielem ogródków nie jest. Jest tylko użytkownikiem wieczystym gruntów, które należą do gmin i do Skarbu Państwa. (Część z tych nieruchomości ma nieuregulowaną sytuację prawną).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała