Bezpieczny, mały i prosty

Z pozoru bez sensu. Czy ktoś widział miniaturową elektrownię jądrową? Niektórzy widzieli i twierdzą, że to całkiem dobry pomysł.

Siłownia jądrowa kojarzy się z ogromnym przedsięwzięciem. Dziesiątki hektarów ogrodzonego drutem kolczastym terenu, wysokie budynki, chłodnie, turbinownia, obudowa reaktora… jednym słowem, dużo betonu i dużo stali. Rury, kable i masa urządzeń. Ten obraz nie jest do końca prawdziwy. Już dzisiaj można kupić reaktor, który jest niewielki (nie wyższy niż dorosły człowiek), bezobsługowy i… w ogóle nie wystaje ponad powierzchnię gruntu. Oferta takich urządzeń jest całkiem szeroka i skierowana przede wszystkim do administrujących zamkniętymi osiedlami (bazy wojskowe, laboratoria naukowe), które potrzebują niezależnego źródła zasilania. Małe elektrownie są też nie do przecenienia dla osad bardzo od siebie oddalonych. Nie zawsze przecież warto budować linie energetyczne na odległość kilkuset kilometrów. W końcu mogą być ciekawą alternatywą dla samorządów, które chcą zadbać o środowisko naturalne na swoim terenie. Z reaktora nie wydobywają się trujące spaliny.

Reaktor w praktyce
Za 5 lat w zasadzie każdy, kto ma 25 milionów dolarów, będzie mógł kupić reaktor jądrowy firmy Hyperion. Prototyp ma 1,5 metra wysokości i produkuje wystarczająco dużo energii, by zaspokoić potrzeby 20 tys. gospodarstw domowych przez kilkadziesiąt lat. Wszystko działa bezobsługowo, a samo urządzenie można zainstalować w zasadzie wszędzie. Na przykład pod ziemią. To nie pierwsza tego rodzaju konstrukcja. Podobne sprzedaje już japońska firma Toshiba. Choć w Polsce znana jest z ona produkcji laptopów, to stworzyła model reaktora 4S, który już z powodzeniem działa na Alasce. Trudno zresztą o lepsze miejsce. Osady bardzo od siebie oddalone w mroźnym klimacie muszą mieć zapewnioną całkiem sporą ilość energii. Dotychczas korzystano tam z dieslowskich generatorów prądu. Zresztą ten sam problem występuje w klimacie bardzo ciepłym. I jeszcze jedno. Choć na razie to plany, niektórzy chcą budować reaktory przenośne. To wręcz wymarzona wiadomość dla zajmujących się zarządzaniem kryzysowym. Miasto pozbawione w wyniku jakiegoś kataklizmu energii elektrycznej jest całkowicie bezradne i sparaliżowane. Tę sytuację można odwrócić, mając do dyspozycji potężne co do mocy, a równocześnie małe co do rozmiarów, a więc i mobilne źródło energii elektrycznej.

Wojsko już ma
Małe reaktory to nie pomysł ostatnich lat, raczej ostatnich dziesięcioleci. Z tą różnicą, że poprzednio zajmowało się nimi wojsko. Teraz zaś firmy komercyjne, cywilne. Pierwsze badania nad tego typu konstrukcjami prowadzono już ponad pół wieku temu. W ramach wojskowego programu ANPP (Army Nuclear Power Program) zaprojektowano osiem, a wybudowano sześć różnych reaktorów atomowych. Jeden z nich to reaktor PM-2A, który był w pewnym sensie przenośny. W pewnym sensie, bo jego montaż zajmował prawie trzy miesiące. Tego typu konstrukcje powstawały także w ZSRR. Reaktor TES-3 mógł być transportowany w czterech kontenerach na lawecie samochodowej.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Tomasz Rożek