Pracownik Zaporoskiej Elektrowni Atomowej: Rosjanie zagrażają światu

Rosyjskie wojska, które zajmują Zaporoską Elektrownię Atomową w Enerhodarze, zagrażają światu, a także samym sobie - powiedział PAP pracownik tej siłowni, który kilka dni temu zdołał uciec z okupowanych terenów południowej Ukrainy. Dodał, że ewentualne następstwa awarii w elektrowni w Enerhodarze będą o wiele gorsze, niż w przypadku katastrofy w Czarnobylu w 1986 roku.

"To, co robią Rosjanie, którzy trzymają w elektrowni amunicję i sprzęt wojskowy, a na dodatek ostrzeliwują obiekty elektrowni, to czysta głupota" - oburza się mężczyzna.

Rozmówca PAP pracował w Zaporoskiej elektrowni jako inżynier. Ukrywa tożsamość ze względu na bezpieczeństwo swoich bliskich, którzy pozostali w Enerhodarze.

Ihor zbiegł z miasta, gdy Rosjanie zaczęli ostrzeliwać budynki mieszkalne. Jego wyjazd z Enerhodaru i dotarcie do ziem, będących pod kontrolą ukraińskich władz, trwał sześć dni.

"Chcę, żeby ludzie za granicą usłyszeli, że zajęcie elektrowni atomowej to barbarzyństwo. Jako pracownik elektrowni nie mogę zrozumieć, jak rosyjskie dowództwo mogło wydać żołnierzom rozkaz wejścia do niej i rozmieszczenia tam sprzętu z amunicją. Nie rozumiem tego wcale. Wszyscy przecież wiemy, czym jest elektrownia atomowa" - podkreślił.

Według relacji Ihora, w elektrowni działają obecnie dwa spośród sześciu znajdujących się tam bloków energetycznych. "Rosjanie trzymają sprzęt wojskowy tuż przy blokach, w hali turbin. Jest to bardzo niebezpieczne, bo nie jest to sprzęt najświeższej daty i obawiamy się najgorszego. Jeśli dojdzie tam, na przykład, do pożaru, to będzie on ogromny i będzie miał równie ogromne następstwa" - ostrzegł.

Mężczyzna ujawnił, że Rosjanie wykorzystują elektrownię atomową nie tylko jako skład broni. "Oni tam mieszkają. Postawili sobie namioty, zwykłe namioty wojskowe. Prości żołnierze śpią w namiotach, a oficerowie nocują w schronach" - powiedział.

Pracownik elektrowni w Enerhodarze mówi, że w czerwcu siły ukraińskie zaatakowały te namioty pociskami z dronów. Wśród Rosjan - jak twierdzi - było wielu zabitych i rannych. Okupanci przenieśli wówczas swój obóz w okolicach tzw. estakady.

"Estakada to taki długi korytarz, który łączy dwa korpusy specjalne, prowadzące do każdego z reaktorów. I oni zaczęli umieszczać sprzęt pod tymi korpusami, a pod nimi idą rury, w których oczyszczana jest woda spod reaktorów. To także jest bardzo niebezpieczne" - stwierdził.

Ihor opowiada, że po ataku dronów rosyjscy żołnierze wyraźnie spanikowali. Zaczęli chodzić w hełmach i kamizelkach kuloodpornych. "A potem sami zaczęli ostrzeliwać terytorium elektrowni i jej okolice. Codziennie przechodziliśmy obok nich i widzieliśmy, że są już ubrani normalnie, noszą czapeczki, koszulki na krótki rękaw, a więc wiedzieliśmy, że się już nie boją. Oznaczało to, że wiedzą, że nic do nich nie przyleci, że do nich nie strzelają, bo to strzelają swoi" - powiedział.

Rozmówca PAP wskazuje, że Rosjanie twierdzą, że celem ich pobytu w Enerhodarze jest obrona miejscowej ludności oraz elektrowni. "To brednia. Elektrownia działała i nadal działa pod nadzorem ukraińskich pracowników. Mieszkańcy miasta też nie potrzebują obrony. Choć w większości są rosyjskojęzyczni, to nawet najwięksi zwolennicy ruskiego mira po tych kilku miesiącach okupacji przekonali się, czym naprawdę jest Rosja" - podkreślił.

Dodatkowe oburzenie pracowników Zaporoskiej Elektrowni Atomowej wywołuje obecność w niej przedstawicieli rosyjskiego koncernu Rosatom. "Są tam niby po to, żeby nas kontrolować. Głupota" - skwitował Ihor.

Pytany o ewentualne następstwa awarii w elektrowni w Enerhodarze mężczyzna ostrzegł, że będą one o wiele gorsze, niż w przypadku katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu w 1986 roku.

"Teoretycznie najbardziej zagrożona jest 30-kilometrowa strefa wokół elektrowni. Enerhodar, Nikopol i Marhanec to około 200 tysięcy ludzi, a do tego dochodzą okoliczne wsie, bardzo gęsto zaludnione. Wokół Czarnobyla były jednak lasy i to one przejęły na siebie dużą dawkę promieniowania. Tu natomiast jest ogromny, goły step. Nie daj Boże jakiś deszcz i wszystko to wsiąknie w ziemię" - uprzedził Ihor w rozmowie telefonicznej z PAP.

Po ucieczce z Enerhodaru Ihor z rodziną znaleźli schronienie w Zaporożu. "Na razie jesteśmy w bezpiecznym miejscu. Jeśli nic się nie zmieni, to zostaniemy tutaj. Jeśli nie, może wyjedziemy za granicę. Na razie cieszymy się wolnością" - powiedział.

Położona w Enerhodarze na południu Ukrainy Zaporoska Elektrownia Atomowa to największa siłownia jądrowa w Europie. Po rozpoczętej 24 lutego inwazji Rosji na Ukrainę obiekt został zajęty przez agresora w nocy z 3 na 4 marca.

Na terenie elektrowni stacjonuje około 500 rosyjskich żołnierzy oraz pracownicy rosyjskiego koncernu Rosatom. W sierpniu wojska najeźdźcy kilkakrotnie ostrzelały obiekt, stwarzając ryzyko uwolnienia substancji promieniotwórczych. Moskwa każdorazowo oskarżała o te incydenty Kijów.

Aktualizujemy na bieżąco: Nasza relacja z wojny na Ukrainie

 

« 1 »