Dobrze się dzieje we Francji. Francuzi potwierdzili, że wybór kierunku dokonany w ubiegłym miesiącu był świadomy.
Słychać wprawdzie głosy przerażonych „sarkostyczną dyktaturą”: prezydent ma olbrzymie zaplecze w parlamencie, więc może wszystko. Znamy dobrze takie opinie ekspertów z własnego podwórka. Tymczasem lepiej jest, kiedy cała odpowiedzialność za sukcesy lub porażki spada na jeden obóz.
A zwłaszcza w takim kraju jak Francja, gdzie pozycja prezydenta jest bardzo silna, a parlament też nie jest tylko przybudówką. Dzielenie władzy na radykalnie odmienne nurty nie pozwala bowiem przeprowadzić konkretnych reform. I nie ma co bałamucić społeczeństwa, że taka monowładza zagraża demokracji, bo to demokracja wyniosła jedną partię do władzy. I demokracja ją rozliczy.
Jeden silny głos we Francji jest ważny także dla Unii Europejskiej. Zwłaszcza teraz, kiedy decyduje się przyszłość UE. To kolejny zwrot na prawo w Europie. Jest szansa utworzenia, wraz z Niemcami i Polską, silnego frontu na rzecz przywrócenia duszy Europie. Niektórzy za bardzo przyzwyczaili się, że właściwy ton może nadawać tylko lewica. Prawicowa Francja musi być wyzwaniem dla przestarzałej poprawności politycznej w Unii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Jacka Dziedziny