„Titanic” na szynach także dziś przemierza Europę. Spotkaliśmy go pod Wawelem.
Wchodzę na pierwszy peron krakowskiego dworca. Leży już na nim niebiesko-czerwony dywan z napisem: „Orient Express”. Rzut oka na zegar: godz. 17.21. Mam jeszcze 20 minut do przyjazdu Orient Expressu. Szybko przeglądam informacje z Internetu. Wiem już, że Orient Express to legenda owiana aurą luksusu i tajemniczości. Od 1883 r. kursował między Paryżem a Stambułem na trasie liczącej 2880 km. Wpisał się do światowej literatury jako miejsce akcji jednego z najlepszych kryminałów Agathy Christie – „Morderstwo w Orient Expressie”. Jeden z jego wagonów posłużył do podpisania kapitulacji Niemiec w I wojnie światowej i kapitulacji Francji w czasie II wojny światowej. Ostatni regularny kurs odbył się w 1977 r.
Królewski luksus
Godz. 17.37. Jeszcze tylko 4 minuty do przyjazdu, więc czytam szybko: w 1982 r. milioner James B. Sherwood postanowił odkupić oryginalne wagony, wyremontować je, by służyły entuzjastom kolei do odbywania transeuropejskich podróży sentymentalnych. Wzorem dla renowacji był wystrój Orient Expressu z lat 30. XX w. Luksusowe kanapy, jedwabne narzuty, meble z najlepszego, lakierowanego drewna, do tego stylowe lampy i kwiaty... Do dyspozycji są także trzy wagony restauracyjne, słynące z wykwintnej kuchni, i wagon przeznaczony na pianobar. Nieco zmieniono jedynie nazwę (na: Venice-Simplon Orient Express), ponieważ francuskie koleje SNCF nie wydały zgody na używanie nazwy histo-rycznej. Za najtańszy przejazd (Wenecja–Rzym) trzeba zapłacić 610 euro, ale są i dłuższe podróże, które kosztują ponad 6 tys. euro (Paryż–Stambuł). Jest punktualnie godz. 17.41. Słynny pociąg wjeżdża na stację. I tu rozczarowanie: wagony są stylowe, granatowe z białymi dachami i złocistymi detalami, ale ciągną je zwykłe, zielone lokomotywy. Nieprzyjemny zgrzyt... Pociąg nie przyjeżdża z trasy. Jest podstawiany, a jego pasażerowie spędzili ostatnie godziny na zwiedzaniu Krakowa.
Dama w fiolecie
Jako jedna z pierwszych na peron wbiega niewysoka dama w długiej, fioletowej sukni ze sporym dekoltem. Owija się prawie dwumetrowym czarnym futerkowym szalem. Barbara Stephenson – emerytowana prawniczka z Londynu – śmieje się, fotografuje, najwyraźniej świetnie się bawi. – Dlaczego jadę tym pociągiem? Bo nigdy wcześniej tego nie robiłam! – odpowiada impulsywnie, dodając, że w tym roku miała wypadek. O mało nie zginęła. Ale już wcześniej zarezerwowała bilet na Orient Express i nie chciała przepuścić okazji. W dwie godziny przyleciała z Londynu do Krakowa samolotem, by przez trzy dni wracać tam pociągiem. – Co w nim jest takiego wyjątkowego? – pytam. – Bardzo małe przedziały!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała