Armenia to kraj pięknych, życzliwych ludzi, niezapomnianych widoków, wspaniałych zabytków, winnic i sadów, ale także ruin poradzieckich osiedli i porastających agresywną zielenią wielkich zakładów pracy, budowanych dla potrzeb sowieckiego imperium, dziś nikomu niepotrzebnych.
Straszą rdzewiejące konstrukcje obiektów, które nigdy nie będą ukończone, ogromne dźwigi niebezpiecznie odchylają się od pionu i lada moment zaczną się łamać. – Czy tu nie ma złomiarzy? – dziwią się moi współtowarzysze podróży… Buduje się dużo, ale bez gigantomanii, i ratuje to wszystko, co ma wartość historyczną. Pracy jest w bród i potrzeba jeszcze wielu lat, by Armenia w pełni rozkwitła. Ten nieduży kraj (29 800 km kw.) o niezwykłej i bogatej historii, niepodległość odzyskał po rozpadzie Związku Sowieckiego w 1991 roku. Zamieszkuje go niecałe trzy miliony ludzi, z czego niemal połowa to mieszkańcy stolicy – Erywania. Komuniści zniszczyli architektoniczne piękno tego miasta, Ormianie na każdym kroku podkreślają, że sobie z tym poradzą i wszystko jak należy odbudują. – Nie wszystko od razu – denerwują się. Liczą na pomoc rodaków rozsianych po całym świecie. W 2001 roku Armenia uroczyście świętowała jubileusz 1700-lecia chrześcijaństwa – jest pierwszym w historii królestwem, w którym stało się ono oficjalną religią. Choć historycy nadal dyskutują nad konkretną datą – czy był to rok 300 czy 301, a może nawet 314 lub 315 – to nie przeczy jednak faktowi pierwszeństwa, gdyż edykt mediolański z 313 r. nie ogłaszał chrześcijaństwa religią państwową, lecz dawał wolność jej wyznawania. Ta data łączy się z działalnością św. Grzegorza Oświeciciela, który nawróciwszy króla Tirydatesa III, został pierwszym biskupem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Witold Kociński