Na wojskowej części lotniska w Krakowie- -Balicach słychać nagrany na taśmę głos jastrzębia. Odstrasza ptaki, które są dużym zagrożeniem dla samolotów. Bo tutaj, w powietrzu, królują tylko one.
Dyplomowany pilot mjr Dariusz Janiszek, zastępca dowódcy 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego, uważa, że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Jako jedyną poważną kolizję wspomina właśnie zderzenie z dwoma ptakami, kiedy leciał z prędkością 900 km na godzinę. Spowodowały ogromne szkody. Idziemy po płycie lotniska, nie przekraczając czerwonych pasów, które ograniczają ruch ludzi. Raz po raz startują i schodzą do lądowania samoloty wojskowe i pasażerskie. W szeregu stoją CASY, antki i bryzy. Trudno powiedzieć, gdzie jest puste miejsce po samolocie CASA C-295M nr 019, roztrzaskanym pod Mirosławcem. Koledzy piloci zabitych zawsze będą je widzieć. – Nie można się rozklejać – mówi dowódca 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego dypl. pilot ppłk Leszek Leśniak. – Nikt nas nie zwolnił z obowiązku służby. Z dziesięciu samolotów CASA zostało im dziewięć. Na wolnej przestrzeni dmucha wiatr. Lotnicy przychodzą tu w „śpiochach”, czyli kombinezonach koloru khaki i skórzanych, osłaniających przed wiatrem kurtkach. Od razu wiadomo, kto jest kim, bo nazwiska i pseudonimy widać na granatowych naszywkach. Poznajemy „Leszka”, „Darka” i „Koguta”. – Czy czegoś się boicie? – pytam. – Chyba żony – śmieją się.
Pomagają Ochojskiej
13. Eskadra Lotnictwa Transportowego to jedyna jednostka sił powietrznych, która wykonuje zadania transportowe w rejonach niebezpiecznych. Ponad 130 lotników z Balic lata na tereny objęte wojną, ostatnio do Afganistanu i Iraku, gdzie nasi żołnierze pełnią służbę w ramach Polskich Kontyngentów Wojskowych. – Zajmujemy się przewozem środków bojowych, zabezpieczeniem szkolenia wojsk desantowych, ewakuacją rannych i chorych – wyjaśnia ppłk Leśniak. – W czasie podejścia do lądowania możemy być ostrzelani. Ale mamy systemy osłony, które oszukują rakiety. Do Iraku i Afganistanu latają w nocy, żeby dotrzeć o świcie, bo na ich lotniskach nie ma świateł podejścia. Stale współpracują z Polską Akcją Humanitarną Janiny Ochojskiej. Koce, namioty i materiały opatrunkowe transportowali po trzęsieniach ziemi do Osetii i Iranu. Do Pakistanu – także po trzęsieniu ziemi – ratowników z Państwowej Straży Pożarnej z psami. Sprzęt i środki medyczne po zamachu na szkołę w Biesłanie.
Trochę się kurzy
W czasie uszczelniania granic deportowali nielegalnych emigrantów. Do Kinszasy w Kongu przewozili naszą żandarmerię wojskową, która zabezpieczała tamtejsze wybory. Ale mieli też mniej wojskowe zadania. Na antonowach – An-26, zwanych mułami, w latach 90. zabezpieczali ekipę rajdu Paryż–Dakar. Lądowali na pustynnym piachu bez żadnego zabezpieczenia. – To tak samo jak gdzie indziej, tylko się trochę kurzy – śmieje się mjr Janiszek. – Pomaga to, że podwozie ma jedno koło umieszczone za drugim, a nie obok siebie. Do wnętrza samolotu CASA czy antka może wjechać samochód transportowy albo karetka pogotowia. Stale utrzymują jeden samolot w 24-godzinnej gotowości, żeby transportować narządy do przeszczepów. Na sygnał z klinik w Zabrzu albo Krakowie są gotowi w ciągu czterech godzin. Z Balic do Gdańska lecą półtorej godziny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych