Czas epokowych przemian oraz dominująca dziś kultura narcyzmu to niełatwy kontekst dla chrześcijańskich rodzin. Granice się zacierają, idziemy po omacku, trudno o właściwy wybór. Rodziny muszą się wspierać – mówią Emma Ciccarelli i Pier Marco Trulli, włoskie małżeństwo, które na Światowym Spotkaniu Rodzin reprezentuje diecezję rzymską. Przypominają oni, że choć już Sobór Watykański II mówił o podmiotowej roli świeckich, to jednak w praktyce parafie zbyt często są wyłączną domeną proboszcza.
Rodziny tymczasem wiedzą, że są one współodpowiedzialne za przekaz wiary i ewangelizację. Szukając pomocy, rodziny spontanicznie zacieśniają wzajemne relacje, tworzą nieformalne grupy, choćby po to, by pomóc sobie w chrześcijańskim wychowaniu dzieci. Doświadczeniem takiej nieformalnej grupy rodzin dzielą się na światowym spotkaniu właśnie Emma i Pier Marco.
Samotność jest najgorsza, potęguje problemy
„Samotność jest wielkim ryzykiem w rodzinach, wielkim zagrożeniem, tym, co potęguje problemy. Nie jest łatwo żyć w czterech ścianach z problemami rodziny, których jest wiele, ponieważ dzisiaj rodzina musi stawić czoła tysiącom zawiłości w świecie, który jest hiperpołączony, skomplikowany, z mnóstwem napływających wiadomości. (…) Zadaniem naszych wspólnot jest bycie blisko siebie, bycie dla siebie nawzajem towarzyszami podróży. W tym sensie wszystkie sieci rodzin, które powstają, są z pewnością bardzo pozytywne – mówią Radiu Watykańskiemu Emma Ciccarelli i Pier Marco Trulli. - My w naszej parafii stworzyliśmy grupę rodzin, która wspierała rozwój naszych dzieci, ale powiedziałbym, że także relacji między nami. Ta sieć rodzin - jak się przekonaliśmy - może być zbawienna właśnie dla małżeństw, ponieważ daje przestrzeń odprężenia, a przede wszystkim konkretne środki, które ułatwiają życie małżeńskie i rodzinne. Tak więc te sieci mogą działać na poziomie powszechnym, nawet na poziomie parafii, i niekoniecznie muszą być związane z ruchami. Moim zdaniem jest to coś, co można zaproponować dzisiejszym rodzinom.“
Radio Watykańskie