Jakie siły rządzą bioenergoterapią i radiestezją? Energia kosmiczna? Tajemnicze promieniowanie radiestezyjne? – Egzorcyści mają zero wątpliwości, że chodzi o działanie demoniczne – mówi ks. Jarosław Międzybrodzki, prezes „Radia eM” i egzorcysta.
Gdyby to mówiło tylko dwóch albo trzech egzorcystów, mógłbyś jeszcze uznać, że to wymysł trzech obłąkańców. Ale na krajowe spotkania przyjeżdża po stu egzorcystów i każdy mówi w tej sprawie to samo – mówi ks. Międzybrodzki. Według niego, pół biedy, jeśli bioenergoterapeuta jest oszustem. Jego pacjentom zdrowie poprawia się dzięki efektowi placebo, czyli od samego przekonania w moc uzdrowiciela. – O wiele bardziej niebezpieczne jest, jeśli bioenergoterapia rzeczywiście jakoś działa. Egzorcyści nie mają wątpliwości, że stoi wtedy za tym inteligentna istota duchowa. Wejście w kontakt z nią czasem fatalnie się kończy – dodaje. – Czasem? A więc nie zawsze? – mam wątpliwości. – Nie. Tak jak chodzenie po linie nie zawsze kończy się upadkiem. Nie każdy jednakowo daje złemu prawo do siebie. To zależy od tego, czy ten ktoś się modli, czy jest w stanie łaski uświęcającej. Od tego, na ile głęboko wszedł w te praktyki albo jak długo to trwało. To pewna tajemnica. Jednak każdy z egzorcystów zajmował się ludźmi mocno pokaleczonymi przez bioenergoterapię. – Ksiądz też? – Tak, miałem kilka takich przypadków.
Żył wodnych nie ma
Bioenergoterapeuci mają dziś żal do „Gościa”. A to dlatego, że w rachunku sumienia dołączonym do numeru z 3 lutego zamieściliśmy pytanie: „Czy w chorobie nie szukasz pomocy u różnych uzdrowicieli i bioenergoterapeutów?”. A przecież nawet niektórzy duchowni popierają bioenergoterapię. Dostaliśmy też fotografie emerytowanego biskupa, który pozuje, trzymając wahadełko. – Tak, są księża, którzy machają wahadełkami. Niektórzy wraz z wahadełkiem trzymają krzyżyk. Próbują więc użyć najświętszego znaku zbawienia do „łapania pozytywnej energii”. To jest magia – oburza się ks. Międzybrodzki. – To zawierzenie jakimś tajemnym siłom, zamiast Bogu. Radiestetom i bioenergoterapeutom wydaje się, że mają nad tymi siłami władzę. Ale to złudzenie – mówi.
Księża, którzy zajmują się badaniami radiestezyjnymi, łamią wydany w 1942 r. zakaz Kongregacji Świętego Oficjum. – No tak, sprawa dla księży jest jasna. Ale wiernym świeckim Kościół tego nie zakazał? – dopytuję. Ksiądz Międzybrodzki kręci głową. – Choć słowo „bioenergoterapia” ani „radiestezja” w Katechizmie Kościoła Katolickiego nie pada, to radzę przeczytać artykuł 2117 i dwa poprzednie – mówi. Czytam więc: „Wszelkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągnąć nadnaturalną władzę nad bliźnim – nawet w celu zapewnienia mu zdrowia – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności”.
A może radiestezja to nie tajemne siły, tylko działanie nieznanego nam prawa fizyki? Badania naukowe nigdzie tego jednak nie potwierdziły. A poddani próbie radiesteci mylili się na potęgę przy wskazywaniu, gdzie pod podłogą naukowcy ukryli rury z wodą. Radiesteci twierdzą bowiem, że wyczuwają podziemną wodę. W terenie, za pomocą różdżki albo tylko wyciągając dłonie nad mapką danej działki. Często każą komuś przestawić łóżko, żeby nie stało nad żyłą wodną. Jest jednak z tym mały problem: według geologów żyły wodne w ogóle nie istnieją. Owszem, zdarzają się podziemne rzeki, ale w wapiennych skałach, a nie w glinie. A na terenie Polski występują głównie na przemian warstwy gliny i piasku. Studnie zasila woda z rozległych warstw wodonośnych, a nie z żył.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak