Ogromna łza spływa po umorusanej buzi małej dziewczynki. Przerażona, nieufnie spogląda na pluszowego słonika. Nigdy nie widziałam, żeby dziecko bało się kolorowych zabawek.
Klodina po raz pierwszy w życiu widzi pluszowe maskotki. Mieszka w szałasie z bananowych liści. Nikt nie wie, ile ma lat. Dla państwa nie istnieje. Podobnie jak jej rodzice. Jest Pigmejką. W Rwandzie oznacza to wstyd i zero przyszłości. Pigmeje żyją na marginesie społeczeństwa. Ich kultura, zwyczaje, styl życia nie zmieniły się od tysiącleci.
Wyszli z buszu i urośli
Pierwsze informacje o Pigmejach pojawiły się 2500 lat przed Chrystusem. Egipski książę Herkulf, wracający z wyprawy do serca Afryki, odkrył „lud żyjący na drzewach, lud dziwnie mały, który oddawał cześć swojemu bogu dziwnym tańcem”. Powiadomił o tym faraona Neferkara.
W naszej świadomości funkcjonują jako ludzie bardzo niscy i na tym kończy się wiedza o nich. Obecnie nawet i te informacje weryfikuje rzeczywistość. Kiedyś Pigmeje żyli w niedostępnych lasach tropikalnych. Panujące tam warunki ukształtowały budowę ich ciała. Niscy, zwinni lepiej poruszali się w buszu, torując sobie drogę maczetą.
Dziś żyjący w Rwandzie Pigmeje nie mieszkają w buszu, ale na bardziej dostępnych terenach. Wzrostem już nie różnią się od innych plemion. Wyróżnia ich skrajna nędza, w której żyją.
Rwanda to kraj „tysięcy wzgórz”. Każdy skrawek ziemi jest tutaj na wagę złota. Malutkie poletka oplatają poziomo góry, tarasowo schodząc ku dolinom. Pigmeje, żyjąc w lasach tropikalnych, nie wymieszali się z innymi plemionami. Pozostali ludem koczowniczym.
Nie zakładają wiosek. Mieszkają w „wędrujących” obozowiskach. Rozglądam się po jednym z nich. Leży poniżej piaszczystej drogi, biegnącej trawersem wokół wzgórza. Na naturalnym tarasie stoją dwa maleńkie szałasy przypominające igloo. Zbudowane z powbijanych w ziemię wygiętych gałęzi pokrytych bananowymi liśćmi. Obok stoi „lepsza” chata: drewniana konstrukcja obłożona jest liśćmi oblepionymi gliną. Mieszkają tu trzy rodziny. Na środku obozowiska kilka osmalonych kamieni, stanowiących palenisko, na którym stoi powyginany aluminiowy garnek. To kuchnia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego