W Polsce kwitnie nielegalny handel środkami wczesnoporonnymi. To przestępstwo, jednak nikt go nie ściga.
Aborcja? Nic prostszego – parsknęła 16-latka, przysłuchując się dorosłym, którzy prowadzili dysputy o „świadomości”, „dostępności” i prawidłowych wyborach. – W ciągu godziny można „załatwić” dużo prostszą aborcję. Założycie się?
Nastolatka ma rację. Aborcji chirurgicznych jest coraz mniej. A jednocześnie aborcja jest teraz bardziej dostępna niż kiedykolwiek, „łatwa” i tania. Dosłownie na wyciągnięcie ręki. Kupuje się ją w Internecie lub u zaprzyjaźnionej farmaceutki. A w kraju, gdzie jest zakazana, zaskakująco niewiele się o tym mówi. I nie dziwi postawa środowisk „pro choice”: cisza i „dyskrecja”. Dziwi względna cisza po stronie obrońców życia. Czy rzeczywiście, jak usłyszałam, nie powinno się o „tym” mówić, żeby aborcji farmakologicznej nie reklamować? A może mówienie o „tym” głośno i otwarcie obnaża zarówno słabość działania środowisk „pro life”, jak i działania, a w zasadzie brak działania prokuratury i policji.
Wypisy z „womenek”…
„Women on Web (kobiety w sieci) jest wirtualną wspólnotą kobiet, które miały aborcję, oraz osób i organizacji, które popierają prawa aborcyjne” – czytamy na stronie, którą kobiety „po” uważają za swoją „biblię”. Strona oficjalnie promuje dostęp do „bezpiecznych usług aborcyjnych” oraz służy do „ochrony życia i zdrowia kobiet”. Powstała z inicjatywy międzynarodowej feministycznej organizacji Women on Waves (Kobiety na Falach), która zasłynęła m.in. rozdawaniem RU na statku Langenord. Strona podzielona jest na kilka części. W dziale „Miałam aborcję”, kobiety dzielą się swoimi „historiami” i „przełamują aborcyjne tabu”. W dziale „Potrzebuję aborcji” znajdują się nie tylko informacje na temat usunięcia ciąży, ale jest też oferowana bardzo konkretna „pomoc”... Porady „womenek” to dokładne opisy, co i jak wziąć, żeby poronić. Opisywane są „leki”, które działają poronnie, i sam proces aborcji. „W przypadku 8. lub 9. tygodnia ciąży embrion ma rozmiar 2,5 cm, co może wywołać nieprzyjemne odczucia. Najlepiej jest spłukać wszystko w toalecie lub wyrzucić wraz z podpaską”. Szokuje? Mnóstwo podobnych rad można tam znaleźć.
Zgodnie z prawem... kanadyjskim
Za pośrednictwem „womenek” można też zamówić tabletki RU-486, środek wczesnoporonny, w Polsce niedopuszczony do użytku. Kosztuje 70 euro. „Pomocna” organizacja przysyła „pakiet” aborcyjny po dokonaniu tzw. konsultacji z lekarzem. Konsultacji wirtualnej, rzecz jasna. Po kolei lecą pytania. I w zasadzie – co by się nie napisało, i tak pojawia się wynik, że „można dokonać aborcji”. Gdy klikałam, że mam problemy z sercem, przyszła odpowiedź mniej więcej taka: przyślemy, jeśli obiecasz, że tabletki przyjmiesz w… poczekalni szpitala. Pojawiają się pytania o padaczkę, chore nerki, czy uczulenie na składniki RU (czy zwykły człowiek robi na nie testy?). Pod spodem za każdym razem zapewnienie: nawet jeśli jesteś chora, w zasadzie nadal możesz przeprowadzić „domowy zabieg”… Gdy „pomyślnie” przeprowadzi się wirtualną konsultację, trzeba tylko wysłać realne pieniądze. Pieniądze nazywają się „darowizną”. To 70 euro plus koszty przesyłki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska