Światy wirtualne istnieją. Nie, nie chodzi o wielką fizykę. Można „żyć” w komputerze. Wybierając sobie wiek, wygląd czy kolor skóry, a nawet miejsce zamieszkania i zawód.
Wirtualny świat to taki, który istnieje poza naszą rzeczywistością. Poza codziennym wstawaniem do pracy, zakupami, zmywaniem naczyń czy odrabianiem lekcji. W świecie nierzeczywistym wszystko można skonstruować inaczej. Można być kimś innym. Możliwości jest wiele, ale największe daje wypuszczona na rynek w 2003 r. gra komputerowa o nazwie „Second Life”, czyli „Drugie życie”. Jej akcja toczy się cały czas, nie tylko wtedy, gdy użytkownik włączy komputer. Grają w nią miliony ludzi na całym świecie, a co bardziej obrotni całkiem nieźle na tym zarabiają.
Jak w prawdziwym świecie
Wszystko toczy się jak w prawdziwym życiu. Można kupić ziemię (albo nawet całą wyspę), można wybudować albo kupić dom, w końcu można świadczyć wszelakie usługi. Chcesz być szewcem, a może mechanikiem samochodowym albo ogrodnikiem? Nie ma sprawy. Jedyne, co musisz, to przekonać innych, że to, co robisz, jest im potrzebne. Bez klientów interes upada, bo ktoś musi przecież płacić rachunki. No właśnie. Pieniądze. W Second Life panują tak samo bezwzględne prawa rynku jak w świecie rzeczywistym. Jednostką płatniczą jest tutaj linden dolar (L$), ale wbrew pozorom nie jest on całkowicie nierzeczywisty. Wirtualne dolary kupuje się za prawdziwe pieniądze. Zarabiają na tym autorzy gry, ale także jej uczestnicy. W wirtualnym świecie istnieją banki i kantory, w których można prawdziwe pieniądze (z karty kredytowej) zamienić na wirtualne. A walutę z Second Life można kupić np. na aukcjach internetowych Allegro. W ciągu doby obrót finansowy gry sięga 1,3 mln amerykańskich dolarów.
Budujemy drugi świat
Wróćmy do przykładu szewca, którym zawsze chciała zostać, powiedzmy, emerytowana polonistka. Najpierw musi kupić kawałek ziemi i wybudować zakład. Albo wynająć odpowiednie miejsce w budynku już istniejącym. W obydwu wypadkach trzeba zapłacić. Dylemat jest podobny jak w świecie rzeczywistym. Budowa więcej kosztuje, ale wynajem to dawanie pieniędzy obcym. Trzeba podjąć ryzyko. Decydując się na budowę, szewc-emerytka musi wynająć firmę budowlaną. To inna osoba (może sąsiad, z którym starsza pani codziennie spotyka się u piekarza?), która nabyła umiejętność budowania, czyli, innymi słowy, tworzenia w wirtualnym świecie obiektów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek