O pieniądzach na ochronę zdrowia, żądaniach lekarzy i zamiarach ministerstwa z Bolesławem Piechą, wiceministrem Zdrowia i Opieki Społecznej, rozmawia Barbara Gruszka-Zych
Barbara Gruszka-Zych: – O ile wzrósł przez ostatnie dwa lata budżet przeznaczony na ochronę zdrowia?
Bolesław Piecha: – Szacuję, że o około 40–50 proc. W przyszłym roku również zasilimy publiczny system ochrony zdrowia o kolejne kwoty. Będziemy opierali się na 5 proc. PKB środków publicznych. To niespotykany dotąd, gwałtowny wzrost nakładów na ten resort. Podobna sytuacja nie zdarzyła się w naszej powojennej historii. Choć stale zdajemy sobie sprawę, że poziom finansów przeznaczonych na opiekę zdrowotną w Polsce, w porównaniu z krajami wysoko rozwiniętymi, jest niski, a w porównaniu z naszymi sąsiadami niewystarczający. Musimy jednak pamiętać, że w Polsce, w przeciwieństwie do Czech i Słowacji, zawsze funkcjonowała też prywatna służba zdrowia, a oni przez te lata poukładali sobie własne lecznictwo wyłącznie publiczne.
A więc w Polsce lekarze domagający się wzrostu płac mogą liczyć na to, tyle że stopniowo?
– Oczywiście, jesteśmy krajem cywilizowanym. Ale nie da się z roku na rok podwyższać pensji skokowo. Stawianie przez pracowników służby zdrowia nierealnych żądań niczego nie zmieni. Wydaje mi się, że za dużo w tych protestach jest polityki.
Jakie nierealne żądania ma Pan Minister na myśli?
– Warunki płacowe, jakie postulują związkowcy, są nierealne. Mamy taki system, w którym nie ma możliwości podniesienia pensji tylko lekarzom. Trzeba zająć się także pielęgniarkami, diagnostami itp. Jeśli płaca zasadnicza lekarzy miałaby wynosić od 5 do 7,5 tys., a pielęgniarki 3 tys., to potrzeba by na to około 17 mld zł. Dodatkowo otrzymywaliby wtedy wynagrodzenie za dyżury, dodatki nocne, świąteczne itp. Większość lekarzy już dziś osiąga taką płacę, ale poprzez wykonywanie tych dodatkowych obowiązków. Niestety, pracownicy służby zdrowia zapominają, że ministerstwo nie może zajmować się wyłącznie ich, liczącą 300–400 tys. osób, grupą zawodową. Służba zdrowia jest nie tylko dla lekarzy, nie tylko dla pielęgniarek, ale także dla pacjentów. A dzięki temu, że stworzono system ochrony zdrowia, pracę mają też lekarze i pielęgniarki. Ministerstwo ma zobowiązania przede wszystkim wobec 38 milionów obywateli, potencjalnych pacjentów. To oni są naszym oczkiem w głowie. To oni chcą być leczeni nowocześnie. Zwłaszcza ci cierpiący na chorobę nowotworową nie mogą stać w uwłaczających kolejkach. Żeby to zmienić, trzeba inwestować w leki, nowy sprzęt. Praca lekarza, aczkolwiek jest istotą tego systemu, niejedyna, pociąga za sobą koszty. Nie da się operować na polu gołymi rękami…Tylko Filipińczycy podobno potrafią to robić (śmiech).
Lekarze jakby tego nie rozumieli. Nie chcą czekać. Masowo składają wypowiedzenia.
– Jeżeli w Gryficach, w szpitalu, gdzie rodziło się rocznie 800 dzieci, pracowało 12 ginekologów i wszyscy się zwolnili – to Bogu dzięki! Przecież sami by się musieli operować, żeby mieć jakieś zajęcie. Niech tych 12 ginekologów zmierzy się z wolnym rynkiem. Zobaczymy, co się okaże.
Mogą wyjechać do pracy za granicę.
– Tylko gdzie? 8 tys. spośród 120 tys. lekarzy pobrało zaświadczenia na takie wyjazdy, a tylko 4 tys. znalazło pracę poza granicami kraju. Tam wcale na nich nie czekają. Cały świat szuka rozwiązań w dziedzinie służby zdrowia. Na Malcie, liczącej 350–400 tys. mieszkańców, przed kilku laty masowo strajkowała służba zdrowia. Dziś żaden pracujący tam lekarz nie jest krajowcem. Wszyscy się zwolnili, a na ich miejsce przyszli inni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Bolesławem Piechą