To my, kupując czasopismo lub gazetę, decydujemy o poziomie mediów. Przemoc i seks. Afery plus znane twarze. To się najlepiej sprzedaje w gazetach, w radiu i telewizji. Nie tylko dziennikarze o tym wiedzą
Jak nie agent starych lub nowych służb specjalnych, to corhydron. Jak nie taśmy Beger to seksafera. Przynajmniej jedna afera na tydzień. Albo tragedia z wieloma ofiarami. Inaczej oglądalność, słuchalność i czytelnictwo spada. A to oznacza mniej pieniędzy.
Wszystko jest widowiskiem
Już przy okazji tragedii w kopalni „Halemba” pojawiły się pierwsze głosy, że sposób, w jaki relacjonowały ją media, bardziej przypominał wielkie widowisko ze starannie stopniowanym napięciem niż rzetelną opowieść o faktach. Po seksaferze publicysta Piotr Semka ma poczucie moralnego kaca, ponieważ, jego zdaniem, dziennikarzy i polityków zawiodło poczucie proporcji. A socjolog Barbara Fedyszak-Radziejowska alarmuje, że media złamały dotychczasową zasadę i poruszając sprawy intymne, nie ukrywały twarzy bohaterów wydarzeń.
Ale jak nie pokazywać twarzy osób biorących udział w programie typu talk-show? Właśnie w takim programie Aneta K. pozwoliła się wszystkim zobaczyć i ujawniła nazwisko. Dlaczego się zgodziła? Być może kiedyś odpowie na to pytanie. Ważniejsze jest jednak inne pytanie. Po co autorzy programu w ogóle postanowili ją pokazać?
Seks i mocne słowa
Niedawno media ze szczegółami donosiły o grupie nastolatków, którzy w Dąbrowie Górniczej gwałcili dziewczynki. Nie rozumiem sensu podawania takiej wiadomości. Nie wynika z niej nic. Jej rozpowszechnienie tylko na zasadzie sensacji nie przynosi społeczeństwu żadnego pożytku. Jedynym jej efektem może być zachęta dla kolejnych małolatów, by też popróbowały coś takiego zrobić.
Po nagłośnieniu samobójstwa gimnazjalistki Ani z Gdańska w ciągu niewielu dni otrzymaliśmy doniesienia o co najmniej kilku podobnych próbach samobójczych. Dziś sprawę mało kto pamięta, a na dalekich stronach gazet pojawiają się niewielkie informacje, że w trwającym śledztwie szkolni koledzy Ani zaprzeczają wersji wydarzeń przedstawionej przez dziennikarzy.
W niespełna tydzień po nagłośnieniu przez jedną z gazet problemu „pracy za seks” usłyszeliśmy od polityków, że chodziło o „zamach stanu” i rozbicie koalicji. Znów mocne słowa, powtarzane nieskończoną ilość razy w studiach i na łamach. Zdaniem dr Fedyszak-Radziejowskiej, politycy mogą mówić rzeczy mądre i głupie, realne i nierealne, a odpowiedzialność dziennikarzy polega na tym, by nadawać znaczenie rzeczom ważnym, a nie nieważnym. Ale co zrobić, jeżeli to właśnie największe bzdury przyciągają widzów przed ekran i prowadzą czytelników gazet do kiosków?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Artur Stopka