– Krzysiu, narysuj rodzinę – poprosiła psycholog. Chłopczyk narysował siebie i tatę. Zobacz, kogo tu brakuje? – spytała psycholog. Chłopak dorysował domek. – Nie, nie chodziło o domek. – Krzyś dorysował słońce. I czerwone serduszko.
Grzegorz od dzieciństwa zaczytywał się w rycerskich opowieściach. Chłonął „Potop”, opowieści o Zawiszy Czarnym, Jurandzie ze Spychowa. W pokoju na dywanie walczyły dwie armie żołnierzyków. Do dziś na półce jego dziesięcioletniego syna Krzysia stoją w równym szeregu figurki kolorowych Indian.
– Był pobożny, myśleliśmy, że zostanie jakimś zakonnikiem. A on zaskoczył nas wszystkich: został żołnierzem. I to nie byle jakim – śmieją się jego znajomi. Skończył wyższe studia wojskowe i historię. Właśnie robi doktorat na PAN.
– Gdy byłem oficerem, moi żołnierze widzieli, że biegłem pierwszy, spocony, zabrudzony błotem. Widzieli też, że nigdy na żadnego z nich nie przeklinałem. To sprawiało, że szli za mną jak w ogień. W końcu trafiłem do elitarnej jednostki GROM. Jako komandos byłem na Haiti. Nie przypuszczałem, że dopiero po zakończeniu służby będę musiał stoczyć największą walkę życia.
Rozdarty Krzyś
Małżeństwo okazało się totalną porażką. – Żona była właściwie sierotą. Nie znała ojca, wychowała się bez matki. Często bywała u nas w domu. Teraz widzę, że w myśli o małżeństwie ciągle przewijało się u mnie uczucie litości. Ale to, jak się okazało, za mało. Zimny prysznic dostałem już siódmego dnia po ślubie. Żona powiedziała, że nie możemy razem mieszkać. Nie chciała przeprowadzić się do Warszawy. A ja, jako oficer, nie mogłem mieszkać w moim rodzinnym miasteczku.
Mimo wszystko ufałem jej. Znałem jej wady, ale naiwnie wierzyłem, że zmieni się po ślubie. Wszystko zaczęło się walić, gdy okazało się, że już od dawna była z kimś związana. Miała męża, który ją utrzymywał, i kochanka, z którym żyła. Miałem do swojej żony 400 kilometrów, a on do niej 400 metrów.
Czasem po przyjeździe okazywało się, że znikły wielomiesięczne oszczędności. Gdy na świecie pojawił się Krzyś, myślałem, że to ustabilizuje rodzinę. Straciłem jednak wiarę, gdy syn, mając trzy latka, powiedział mi w czasie zabawy: „Tatusiu, a tutaj spał wujek”.
Matka zareagowała gwałtownie: „Nie słuchaj tego głupka” i wywlokła go z pokoju. Ostatnia iskierka nadziei zgasła, gdy wchodząc do mieszkania, minąłem się z nieznanym mężczyzną, a w łóżku zastałem roznegliżowaną żonę pod wpływem jakichś środków odurzających.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz