Zawód: korespondent

– Warszawa? Nie ma tutaj konkurencji w walce o posadę dziennikarza. Moim kolegom marzy się raczej Waszyngton, Bruksela, gdzie można zrobić karierę – mówi Joana Radzyner z austriackiego radia i telewizji. Ale kto już tu był, nie chce wyjeżdżać.

Adam trafił do Polski przez Wenezuelę – tam poznał swoją żonę, Polkę. Thomas marzył o pracy w Moskwie, ale niespodziewanie znalazł się w centrum wydarzeń, które zmieniły Europę. Kim są, jak widzą nasz kraj dziennikarze zagraniczni pracujący w Polsce? Komu bardziej pomagają rozumieć nasze podwórko: odbiorcom w swoich krajach czy może nam samym?

Św. Marcin zamiast Moskwy
Pierwszy dzień pracy w Polsce Thomasa Urbana z Niemiec zbiegł się z telewizyjną debatą Miodowicz–Wałęsa w listopadzie 1988 roku. – Nie rozumiałem jeszcze wtedy wszystkich dowcipów, choć miałem już dość dobrą podstawę językową – wspomina z uśmiechem korespondent „Süddeutsche Zeitung”. – Marzyłem, aby zostać korespondentem w Moskwie – mówi – ale szef wysłał mnie do Warszawy. Twierdził, że skoro znam rosyjski, to jeden kurs wystarczy i poradzę sobie z polskim. Ja też tak myślałem – śmieje się Thomas. Kolejne wydarzenia pokazały, że nagle znalazł się w miejscu, które skupiło na sobie uwagę całego świata.

Thomas jest gorącym orędownikiem polsko-niemieckiego pojednania. Poza ujmującą życzliwością i zdrowym rozumieniem rzeczywistości politycznej, pomaga w tym z pewnością sytuacja rodzinna: żona jest Polką. – Wzięliśmy ślub w kościele św. Marcina we Wrocławiu, gdzie przed wojną mój ojciec był ministrantem. A tak w ogóle – dodaje – mam dobre zdjęcia z synem z tegorocznej Lednicy. Tłumacząc niemieckiemu czytelnikowi polską rzeczywistość, musi brać pod uwagę jednocześnie stereotypy o Polakach oraz polską wrażliwość. Podaje czytelnikowi elementy, z którymi może się identyfikować. Odbiorca jest wtedy otwarty, żeby przyjrzeć się drugiej stronie medalu. – Kiedy piszę na przykład o zarzutach o homofobię, to jednocześnie dodaję, że nie ma tu prześladowań, a z prześladowaniami kojarzą się naziści. I to niemiecki czytelnik rozumie. Thomas Urban przyznaje, że rażą go zbyt demonstracyjne przyjaźnie dziennikarzy polskich z politykami. – Dziennikarz nie może brać udziału w intrygach politycznych – mówi. – A mam wrażenie, że część warszawskich dziennikarzy, którzy nadają ton, czuje się częścią tej dużej elity politycznej.

Polska w obiektywie
– Zapraszam, ciekawy kraj – Katarina Stoltz reklamuje nam Szwecję, kiedy przyznajemy, że jeszcze tam nie byliśmy. Energiczna, otwarta, zawsze z aparatem, z pasją opowiada o swojej pracy fotoreportera Reutersa. Skończyła szkołę filmową. Przygodę z fotografią zaczynała w Polsce, dostała się na staż do „Rzeczpospolitej”. Praca dla jednej z największych światowych agencji informacyjnych przyszła później.
Dla Katriny ważne jest pokazanie pełnego obrazu rzeczywistości, a nie tendencyjne utrwalanie stereotypów. To trudne, bo obraz medialny zawsze jest selektywny. Stanowczo odrzuca technikę „ustawiania” zdjęć, która stwarza okazję do manipulacji odbiorcą. Wspomina zabawną sytuację z kandydującym wówczs na prezydenta Lechem Kaczyńskim. – Przyszłam do jego domu robić zdjęcia, potem miałam swoją taksówką jechać na jego konferencję prasową.

Kaczyński wyszedł i okazało się, że wiem lepiej niż jeden z jego współpracowników, dokąd powinien jechać. Na dodatek Kaczyński nie miał transportu. Zatem wsiadł do mojej taksówki i pojechał ze mną. I miałam okazję zrobić najlepsze zdjęcia kandydatowi. Twierdzi, że obiektyw pozwolił jej lepiej poznać Polskę i zmienił jej postrzeganie swojej drugiej ojczyzny (matka jest Polką). Lubi fotografować prowincję, gdzie czuje prawdziwą Polskę. – Tam można zobaczyć tę tradycję i to, że tam tak bardzo Polska się nie zmienia. Chcę pokazać turystom, że warto tu przyjeżdżać. Katrina twierdzi, że nie można być dobrym fotoreporterem, jeśli nie rozumie się ludzi. – Ja pracowałam na to całe życie, poznawałam też inne kultury. Lubię słuchać ludzi, lepiej ich rozumieć.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina