20 lat po katastrofie zamknięta strefa wokół Czarnobyla to raj dla roślini zwierząt. Tam, gdzie były zalane betonem place i parkingi, dzisiaj eksploduje świeża zieleń. Bujne lasy są pełne zwierząt. Przyroda sama pokonuje radioaktywne skażenie.
Fotoreporter Waldemar Józwa pojechał do miejscowości Prypeć u stóp elektrowni Czarnobyl, żeby sfotografować nagle opuszczone przez ludzi bloki, place, przedszkola... Słowem: umarłe miasto. Jednak ciężko mu było zrobić takie zdjęcia, bo prawie zawsze w kadr wchodziła mu soczysta zieleń. Zieleń, która śmiało wdziera się już do pustych domów. – To był maj zeszłego roku, wszystko tam kwitło i się rozwijało. Zobaczyłem szokujące zderzenie radości przyrody i smutku opuszczonego przez ludzi miasta – wspomina fotograf.
Po bujnych lasach wokół dawnej elektrowni biegają dzisiaj stada zwierząt. W glebie ryje mnóstwo myszy, a wśród drzew latają kolorowe motyle. Czasem można dostrzec sosnę, której igły żółkną. – To działalność owadzich szkodników, których jest tam znacznie więcej niż w naszych lasach, regularnie opryskiwanych... Ale to też świadczy o obudzonym tam życiu – mówi profesor Wiesław Włoch, dendrolog z Uniwersytetu Opolskiego.
Wystarczyło, żeby człowiek przestał przeszkadzać, a przyroda odrodziła się. Raport międzynarodowej organizacji „Forum Czarnobylskie” formułuje to wprost: „Strefa wyłączona paradoksalnie stała się unikalnym sanktuarium bioróżnorodności”.
Robotnicy jedzą grzyby
To jednak nie znaczy, że wszystko wróciło tam do normy. Owszem, woda spłukała już radioaktywne cząstki z ogromnych połaci zamkniętej strefy. Jednak czasem zaniosła je tylko na inne tereny... W lasach powstały więc gdzieniegdzie „zlewnie” radioaktywnych odpadów. – Dlatego trzeba tam bardzo unikać miejsc zabagnionych, w których gromadzi się spływająca woda – radzi prof. Włoch. – Jeśli ktoś zatrzyma się tam na drodze, nie powinien schodzić na pobocze. Bo nigdy nie wiadomo, w co się wdepnie – mówi.
W 1986 roku, po wybuchu w Czarnobylu, krążył po Polsce dowcip: „Dlaczego najłatwiej zbierać grzyby nocą? Bo świecą”. W okolicach Czarnobyla coś w tym jest. Dorodne grzyby, jagody i dziczyzna dość często bywają tam jeszcze skażone. – Jednak sam widziałem, że pracujący w zamkniętej strefie robotnicy zbierają te grzyby – wspomina profesor Włoch. – Patrzyłem na to z lekkim przerażeniem, bo grzybnia może wyciągać zanieczyszczenia z kilkudziesięciu metrów kwadratowych. To wszystko idzie w owocnik... Im to widać nie przeszkadzało – mówi.
W strefie mieszka też grupa ludzi, głównie starszych, którzy po wysiedleniu potajemnie wrócili do swoich domów. Zaryzykowali. I radzą sobie. Zresztą odporność poszczególnych ludzi na promieniowanie znacznie się różni. Pięćdziesięciu mężczyzn, którzy 26 kwietnia 1986 roku prowadzili w czarnobylskiej elektrowni akcję ratowniczą, zmarło na ostrą chorobę popromienną. Jednak sporej grupie ratowników do dziś nic nie dolega. – Mechanizm naprawczy uszkodzonego materiału genetycznego jest u człowieka wyjątkowo dobrze rozwinięty. Stąd to powiedzenie, że w trudnych warunkach po dużej kosmicznej katastrofie przetrwałyby jedynie karaluchy, szczury i ludzie – mówi prof. Włoch.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak