Odkąd została Pierwszą Damą, nawet na zakupy nie chodzi już sama. - Zawsze towarzyszy mi oficer Biura Ochrony Rządu. Czasami jest to trochę krepujące, czasem pomocne, szczególnie gdy siatki są ciężkie – mówi Maria Kaczyńska.
Jest zadowolona, że osobiście chodzi do sklepów. Tych małych, na Powiślu, gdzie mieszkają. Do hipermarketów zagląda rzadko, bo uważa, że kradną czas i że często kupuje się tam wiele rzeczy nie całkiem potrzebnych. Właśnie robienie sprawunków to okazja do kontaktów z wyborcami męża. Najpierw wielu gratulowało jej sukcesu. Teraz zdarza się, że dyskretnie ją pozdrawiają, wyrażając sympatię, proszą, żeby się trzymać. – Jest inaczej niż przedtem – przyznaje. – Byłam osobą anonimową, przynajmniej tak mi się wydawało, dziś już nie.
Na rozmowę w tymczasowej siedzibie prezydenta elekta przy Foksal też umawiamy się za pośrednictwem biura. Znający dłużej Marię Kaczyńską podkreślają, że mimo bycia ministrową, prezesową, profesorową pozostaje sobą. – To mi wychodzi samo, nawet się nad tym nie zastanawiałam – mówi. Może dlatego, że ceni w ludziach serdeczność, komunikatywność, otwartość. – Wtedy też się otwieram – opowiada. – Zdarza się, że ktoś jest niezbyt sympatyczny, wówczas staram się okazać mu życzliwość, żeby go przekonać, zmienić. Oczekuję takich cech u innych i – generalnie – nie zawodzę się. Nie dzieli też ludzi na tych z prowincji i Warszawy. – Przecież mieszkańcy stolicy pochodzą z całej Polski – mówi.
Gratulacje z Hiszpanii
Przez lata działalności politycznej męża nieustannie podtrzymują kontakty z przyjaciółmi: – Wśród naszych są Krystyny, Mirka, która kiedyś nas poznała, Krzyś, Teresa, Elżbiety, Hanki, Ewy, Anki, Janki, Jacki. Mieszkają i w Trójmieście, i w Warszawie. Kiedy państwo Kaczyńscy wyjeżdżają na weekend na Wybrzeże, zwykle jedzą wspólnie obiad lub kolację.
Ostatnio Pani Prezydentowa spotkała koleżankę po 30 latach. Justyna, która wyszła za Hiszpana i mieszka w kraju męża, przyjechała do Warszawy na finał Konkursu Chopinowskiego. Spotkały się w Filharmonii Narodowej, wieczorem, w dniu ciszy wyborczej. Rozmawiało im się, jakby widziały się przedwczoraj. Wymieniły adresy, i za kilka dni nadszedł list gratulacyjny od koleżanki, skierowany już do Pierwszej Damy. Teraz w ogóle zasypywana jest listami. Na wszystkie nie nadąża odpisać.
– Mając polityka za męża, nie sposób nie interesować się polityką. Bakcyla polityki po prostu się łapie – mówi.
Przez lata robiła Lechowi codzienne prasówki. W warszawskim mieszkaniu chętnie przebywa w kuchni, tam jedzą, nie lubią bawić się w salony. Stworzyła sobie taki kuchnio-pokój: – Mogę tu i gotować, i czytać prasę, oglądać wiadomości, słuchać radia, odbierać telefony. – Każdy mąż, jak ma dobrą żonę, to lepiej funkcjonuje – odpowiada skromnie, kiedy podkreślam rolę małżonek polityków. Wśród ważnych postaci historycznych wymienia te, które miały silne osobowości – Józefa Piłsudskiego („bo to nasz polityk”), Charles’a de Gaulle’a i oczywiście Jana Pawła II („był ojcem wszystkich ludzi, mężem stanu ponad wszystkimi innymi”).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych