W ostatnich dniach do Oceanu Spokojnego w okolicach Hawajów spadła rosyjska rakieta z trzema satelitami systemu nawigacji satelitarnej Glonass. Opóźniają się prace nad europejskim systemem lokalizacji Galileo. I tylko stary, dobry, amerykański GPS działa jak należy.
W ostatnich dniach do Oceanu Spokojnego w okolicach Hawajów spadła rosyjska rakieta z trzema satelitami systemu nawigacji satelitarnej Glonass. Opóźniają się prace nad europejskim systemem lokalizacji Galileo. I tylko stary, dobry, amerykański GPS działa jak należy. Wystrzelona z kazachstańskiego kosmodromu Bajkonur rosyjska rakieta Proton w ostatnim tygodniu nie dotarła na orbitę. Z powodu awarii, której jeszcze nie zidentyfikowano, runęła do wód Oceanu Spokojnego. Wraz z nią zniszczone zostały trzy satelity, które miały wchodzić w skład tworzonego systemu nawigacji satelitarnej Glonass. Rosja chce mieć system niezależny od należącego do amerykańskiej armii GPS-u. Od lat go buduje, ale z różnych powodów nie potrafi dokończyć. Dzisiaj na orbitach geostacjonarnych znajduje się 26 rosyjskich satelitów nawigacyjnych. Ta ilość byłaby wystarczająca, gdyby nie to, że trzy z nich się popsuły. Minimalna ilość satelitów, by system prawidłowo pracował, wynosi 24. Nie wiadomo, kiedy Rosjanie zdecydują się wysłać na orbitę brakujące satelity. Może to potrwać długo i na pewno na wiele lat opóźni uruchomienie systemu.
Europa w polu
Jeszcze większe kłopoty ma europejski system Galileo. Unia Europejska nie chce być uzależniona od amerykańskiego systemu, dlatego od lat próbuje wybudować swój własny. Ma być cywilny i dokładniejszy niż GPS. Tyle że na razie to tylko plany, których realizacja jest coraz droższa i ciągle są odsuwane w czasie. Kilka tygodni temu niemieckojęzyczna wersja ekonomicznej gazety „Financial Times” napisała, że koszty europejskiego systemu Galileo znowu spuchły. Tym razem są większe od planowanych (i już wielokrotnie korygowanych) o ponad 2 miliardy dolarów. Poza tym budowa elementów składowych systemu ciągle się opóźnia. Choć system miał działać już w 2014 r., dzisiaj mówi się raczej o 2017–2018 r. Zdaniem gazety, nawet jak system powstanie, przez lata będzie trzeba do niego dopłacać. I to sporo, bo około 750 mln euro rocznie.
Projekt jest krytykowany (za złe przygotowanie i fatalne zarządzanie), nawet przez wewnętrznych audytorów Unii. W sumie Galileo ma kosztować ponad 20 mld euro. Jest coraz mniej tych, którzy uważają, że warto takie koszty ponosić. System ma być płatny dla tych, którzy chcą mieć dokładność wynoszącą mniej niż metr. Dokładność amerykańskiego GPS wynosi około 5 metrów, a korzystanie z niego jest darmowe. Czy na przykład kierowcy albo turyści, którzy są głównymi odbiorcami sygnału lokalizacji satelitarnej, potrzebują aż takiej dokładności? Galileo oprócz sygnału lokalizacji ma dostarczać swoim klientom informacji pogodowych. Tyle tylko, że te można sprawdzić w sieci za darmo. Czy Galileo nie zbankrutuje zaraz po tym, jak powstanie – zastanawiają się europejscy przywódcy?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek