Od czasu gdy udowodniono, że w raportach Międzynarodowego Panelu Klimatycznego są błędy i manipulacje, ci, którzy wieszczyli rychłą i nieodwracalną katastrofę ekologiczną - jakby przycichli.
W prasie pojawia się też mniej alarmistycznych tekstów (a przynajmniej mniej krzyczących o apokalipsie tytułów), a w dyskusji publicznej coraz częściej głos zabierają naukowcy sceptyczni wobec interpretacji zmian klimatu, którą promują radykalne grupy ekologów. A jeszcze niedawno „Gazeta Wyborcza” pisała: „Zmiana klimatu gorsza niż terroryzm” (19.01.2007). Naukowców, którzy nie szli z najgłośniejszym nurtem, zawsze było wielu, ale nigdy aż tak często nie dawano im głosu. Ci może nieco mniej odważni zdecydowali się dopiero teraz podzielić swoimi wątpliwościami ze światem. Wcześniej tego nie robili, bo w niektórych środowiskach (naukowych, ale także dziennikarskich czy politycznych) powiedzenie na głos, że ma się wątpliwości związane z tematem zmian klimatycznych, oznaczało w najlepszym wypadku uśmiech politowania.
Opisana tendencja występuje nie tylko w Polsce, ale także w wielu innych krajach. Odkąd o ociepleniu inaczej zaczęły pisać gazety, a w telewizji częściej pojawiają się eksperci bardziej sceptyczni, opinia publiczna sprawę postrzega inaczej. W Wielkiej Brytanii spadła liczba wierzących w to, że globalne ocieplenie jest wynikiem działalności człowieka, a za oceanem walka z ociepleniem jest priorytetem tylko dla około 25 proc. Amerykanów. Rok temu była ważna dla 37 proc.
Huragany i skróty myślowe
Co takiego ostatnio się stało? Wystąpiło kilka zdarzeń, które następując jedno za drugim, rodzą
podejrzenia o z góry ukartowaną akcję demaskatorską. Żeby było jasne, o tym, że alarmistyczne raporty klimatyczne są oparte na naciągniętych czy w najlepszym wypadku niepewnych danych, niektórzy naukowcy mówili od dawna. Tyle tylko, że nikt ich nie słuchał. Nikt nie odnotował nawet, że pozbawiony możliwości wpływania na treść raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) amerykański profesor Christopher Lands już pięć lat temu zrezygnował ze współpracy. Christopher Lands jest szefem Narodowego Centrum Huraganów. Organizacji, która rejestruje i bada huragany, jakie nawiedzają USA. Ze statystyk jasno wynika (pisaliśmy o tym w „Gościu” wielokrotnie), że siła i liczba huraganów spada i jest dużo niższa niż przed 80 czy nawet 50 laty. Tyle tylko, że ta informacja nie pasowała do ogólnego wydźwięku raportu IPCC. Lands odszedł z IPCC i… nikt nie zareagował.
Czara goryczy przelała się w zeszłym roku, gdy tuż przed międzynarodową konferencją klimatyczną w Kopenhadze wyciekły e-maile z Climatic Research Unit (wydziału zajmującego się badaniem klimatu) Uniwersytetu Wschodniej Anglii. Badania czy opracowania, jakie tam robiono, często były podstawą do pisania alarmistycznych raportów. Z korespondencji e-mailowej, jaką prowadzili klimatolodzy na całym świecie, wynikać może, że działają oni w zmowie, ukrywają niektóre dane, a innymi manipulują. A nade wszystko zajmują się podkręcaniem globalnego strachu. Widzą w tym sposób na poszerzanie i tak rwącego potoku rządowych i prywatnych dotacji na badania klimatyczne. Naukowcy – jak zresztą wszyscy ludzie – w prywatnych e-mailach często używają skrótów myślowych czy słów, które w potocznym znaczeniu mogą znaczyć coś innego niż w naukowym slangu. To jest jednak nieistotne, bo…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek