W Tunezji został zamordowany polski misjonarz ojciec Marek Rybiński SDB (więcej na s. 24–25). Według miejscowych władz, sposób zadania mu śmierci wskazuje na terrorystyczny charakter zbrodni.
Czy atak miał swoje źródło w nienawiści do chrześcijaństwa, trudno dzisiaj przesądzić. Jedno jest pewne, ojciec Marek zginął jako misjonarz. Dla rodziny, przyjaciół, czy współbraci jego śmierć jest wielkim cierpieniem. Dla Kościoła – umocnieniem. Krew męczenników zawsze budowała Kościół.
Tym razem też tak będzie. Gdy słuchałem komentarzy dotyczących tego smutnego wydarzenia, zastanowiła mnie radiowa wypowiedź jednego z księży. Nie dosłyszałem jego nazwiska, zresztą nie ono jest tutaj najważniejsze. Wzruszonym głosem przekonywał, że ojciec Marek pojechał do Tunezji pomagać tamtejszym mieszkańcom.
Tak rzeczywiście było. Nie dodał jednak – i o to mam żal – że ojciec Marek pojechał na misję ze względu na Jezusa. Zwracam uwagę na zasłyszaną wypowiedź, bo – jak mi się zdaje – jest ona dosyć charakterystyczna. Dzisiaj już nawet ksiądz nie ma albo świadomości, albo odwagi, by powiedzieć, że pierwszym zadaniem misjonarza jest głoszenie Chrystusa i udzielanie chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
To, że w Tunezji, kraju prawie w stu procentach muzułmańskim, jest to trudne albo wręcz niemożliwe, nie powinno prowadzić do samoograniczenia. W każdym miejscu na świecie misjonarze są po to, by wszyscy w wolności poznali i przyjęli Jezusa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk