Żyjemy w czasach, kiedy człowieka można wyprodukować w szkle, czyli in vitro. Następnie takiego człowieka - to nic, że w stanie embrionalnym - można zamrozić i latami przechowywać w specjalnym pojemniku. Horror.
Na naszych oczach spełniła się wizja opisana przez Aldousa Huxleya w antyutopii „Nowy wspaniały świat”. W jednym z wywiadów Jarosław Gowin oświadczył, że im lepiej poznaje procedurę in vitro i jej rozmaite konsekwencje, tym bardziej dochodzi do wniosku, że to puszka Pandory, której lepiej było nie otwierać.
Zdaniem George’a Weigela, nie trzeba dziś pytać, czy „staczamy się w dół po śliskim zboczu ku światu seryjnie produkowanej ludzkości”, bo to oczywiste. Najważniejsze pytanie brzmi, czy zdołamy na czas włączyć hamulce (więcej na str. 16–19). I kto będzie w stanie to zrobić? Kościół zawsze sprzeciwiał się stosowaniu metody in vitro. Dobitnie potwierdził to w ogłoszonej właśnie instrukcji „Dignitas personae” (Godność osoby). Czy ktoś przejmie się tym głosem?
Wielka odpowiedzialność spada w tej sprawie na polskich parlamentarzystów. W decydującą fazę wchodzą prace nad ustawą bioetyczną. Jej ostateczny kształt w dużym stopniu będzie zależał od publicznych deklaracji poszczególnych posłów. Gdyby wśród 460 parlamentarzystów znalazło się wielu takich, którzy byliby w stanie publicznie zadeklarować, że poprą jedynie ustawę całkowicie zamykającą tę puszkę Pandory, projektodawcy musieliby to wziąć pod uwagę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny