Jak już kiedyś pisałem, dzisiaj prawie wszystko postawione jest na głowie. Również obelgi. Czym dzisiaj można obrazić człowieka? Okazuje się, że pochwałą. Wystarczy publicznie nazwać kogoś dogmatykiem. Powiedzieć, że myśli dogmatycznie. Taki człowiek śmiertelnie się obrazi.
A gdyby jeszcze posunąć się dalej i słowo „dogmatyk” wzmocnić określeniem „ortodoksyjny”, będziemy mieli do czynienia ze sromotnym epitetem. Przynajmniej w przekonaniu bardzo wielu osób, które uważają, że nie ma gorszej obelgi, jak być ortodoksyjnym dogmatykiem. Współcześnie już lepiej zostać złodziejem, kłamcą, leniem, czy nieukiem, byle nie ortodoksyjnym dogmatykiem.
To gorsze niż wszystkie plagi egipskie. Tymczasem katolik nazwany ortodoksyjnym dogmatykiem powinien się ukłonić i podziękować za pochwałę. Bo co to znaczy, być ortodoksyjnym dogmatykiem? Słownikowo dogmat to teza podana do wierzenia przez Kościół jako prawda. A ortodoksyjny to wierny nauce podanej do wierzenia.
W konsekwencji – ortodoksyjny dogmatyk to ktoś wierny nauce podanej do wierzenia przez Kościół jako prawda. Gdzie tu obelga? Na pewno ortodoksyjnym dogmatykiem był Jan Paweł II, jest nim bez wątpienia Benedykt XVI i miliony chrześcijan, którzy przychodząc w niedzielę na Mszę św., z wiarą wypowiadają słowa: „Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi…”. Więcej o pewnych dogmatach w niepewnych czasach pisze ks. T. Jaklewicz (str. 16 –19).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny