Komuniści mieli jeden szczególny talent – do niszczenia. Czego się tknęli, to zniszczyli.
Skutecznie zniszczyli też korzenie. Usilnie pracowali nad tym, żeby ludzie nie znali swoich przodków, no chyba że byli to komunistyczni przodkowie. Ale tych – jak wiadomo – zbyt wielu nie było. Przez kilkadziesiąt lat PRL-u w wielu rodzinach przepadła pamięć o przodkach. Na ścianach mieszkań, zamiast portretów ciotek, wujków czy pradziadków, wisiały nic nieznaczące obrazki.
Na szczęście po 1989 roku nastąpił prawdziwy renesans poszukiwań własnych korzeni. Można rzec, że dzisiaj stało się to modą. Na przykład strona internetowa genpol.pl ma ponad 20 tys. zarejestrowanych użytkowników i 75 tys. apeli o pomoc w rozwiązaniu historycznych zagadek rodów (więcej na str. 16–19). I dobrze, że tak się dzieje, bo bez korzeni człowiek umiera. Jak zwykle na wszystkie choroby najlepsze lekarstwo ma Kościół.
Nie ma innej instytucji na świecie, która tak pieczołowicie dbałaby o korzenie jak właśnie Kościół. Warto wspomnieć chociażby zwykły kalendarz liturgiczny. Codziennie wspominany jest w nim przynajmniej jeden święty.
Świecki kalendarz nawet się do niego nie umywa. Każdego dnia przypadają jakieś imieniny, np. Zuzanny, Radosława czy Olgierda, ale nie wiadomo, o jaką Zuzannę, czy o jakiego Olgierda chodzi. W kalendarzu kościelnym jest inaczej. Tam zawsze mamy do czynienia z konkretnym świętym, który jest naszym przodkiem w wierze.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny