W najnowszym „Gościu”: Biblia Audio z Księgami Mądrościowymi
W głównym temacie tego wydania szukamy odpowiedzi na pytania: Czy światu zabraknie żywności? Czy grozi nam głód? Czy wojna na Ukrainie będzie miała wpływ na dostęp do żywności oraz na jej ceny na świecie i w Polsce?
W najnowszym "Gościu Niedzielnym" nr 18/2022 Gość Niedzielny
Wojna na Ukrainie będzie miała i już ma wpływ na wiele aspektów naszego życia. W zglobalizowanym świecie te konsekwencje będą odczuwalne w najdalszych jego krańcach. Bo Ukraina jest spichlerzem dla wielu krajów, także tych bardzo biednych. Czy te kraje, mimo że oddalone o tysiące kilometrów od Europy, czeka głód? – zastanawia się Tomasz Rożek. Organizacja Narodów Zjednoczonych twierdzi, że z powodu napaści Rosji na Ukrainę na całym świecie ucierpi prawie 2 mld ludzi. W tej liczbie są ofiary wojny, głodu, ale także ci, którzy będą cierpieli albo których życie znacząco się pogorszy z powodu trudniejszego dostępu do surowców energetycznych. Każda wojna wywołuje efekt domina, ale w świecie tak zglobalizowanym jak nasz dotknie on cały wszystkich. Warto też pamiętać, że problemy, z którymi spotykamy się dzisiaj, nakładają się na te, które wcześniej wygenerowała pandemia. I – jak zawsze – najbardziej cierpią najbiedniejsi. Specjaliści mówią – w kontekście wojny – o trzech nakładających się na siebie kryzysach: żywnościowym, energetycznym i finansowym. Wydaje się, że najbardziej dramatyczny jest kryzys żywnościowy – podkreśla autor.
„Ty widzisz tylko grzechy, a ja widzę, jak po twojej historii przechadza się Chrystus” – powiedział pewien ksiądz. Niedziela Dobrego Pasterza to stosowny czas, żeby opowiedzieć o tych, którzy prowadzą tak, jak On chce – kapłanach, przewodnikach duchowych. Franciszek Kucharczak przytacza historie osób, które doświadczyły prowadzenia ze strony kapłanów, dobrych pasterzy. „Ala miała 16 lat, gdy poznała brata Sebastiana, kapucyna. – Spowiadał mnie i prowadził przez długi czas. Zmarł rok temu na covid. Wiele razy powtarzał: „Nie ma nic lepszego niż wola Boża”. Uczył mnie ufności Panu Bogu, wskazywał na Jezusa jako na dobrego pasterza, który zna mnie po imieniu i tak mnie woła. Pozostały mi w pamięci jego słowa: „Nie bój się. Ufaj, Pan Bóg jest. A ja się będę modlił”. I rzeczywiście, zawsze się modlił – wspomina Alicja. Podkreśla, że słowa zakonnika ustawiły jej priorytety” – pisze Franciszek Kucharczak.
Jestem przekonany, że z tych wojennych katakumb zrodzi się żywa wspólnota i już za nią dziękuję Bogu – mówi greckokatolicki ksiądz Roman Hrydkovets, który w Czernihowie przeżył czterdzieści dni rosyjskiej okupacji. O kapłanie, którego pierwszą parafią stał się schron, pisze Beata Zajączkowska. – Moim zadaniem jest głosić Chrystusa i w czasie pokoju, i podczas wojny. Świadczyć o Jego miłości, dzięki której zło i śmierć nie mają na świecie ostatniego słowa – mówi „Gościowi” ks. Hrydkovets. Gdy się go słucha, wydaje się to proste, ale dni okupacji, które przeżył w Czernihowie, były prawdziwym piekłem. Trwał nieustanny ostrzał. Ludzie nie mogli wyjść ze schronu w obawie przed rosyjskimi agresorami, którzy bestialsko mordowali, gwałcili i głodzili Ukraińców. Sytuacja humanitarna stała się dramatyczna, gdy po miesiącu okupacji zniszczono most na Desnie i do miasta nie docierała już żadna pomoc. Rosjanie rabowali cywilom ostatnie resztki żywności. W mieście nie było elektryczności, brakowało wody. Gdy 5 kwietnia Rosjanie zostali wypędzeni z Czernihowa, które zajęli 25 lutego, schrony zaczęli opuszczać wycieńczeni ludzie, którzy wciąż się zastanawiają, jak udało im się przeżyć ten czas gehenny. – Moją misją na ten czas była obecność – mówi ks. Hrydkovets. Gdy wybuchła wojna, założył sutannę, wziął Biblię do ręki i wraz z przerażonymi ludźmi zszedł do schronu, który stał się jego pierwszą parafią – pisze Beata Zajączkowska.
Dlaczego zanim nastąpiło „oficjalne” zesłanie Ducha Świętego, Jezus przekazywał Go swym uczniom? Po co wołać o Ducha, skoro już Go otrzymaliśmy? Na te pytania odpowiedzi szuka Marcin Jakimowicz. Jezus skazany w godzinie, gdy na dziedzińcu świątyni zabijano baranki, „skłoniwszy głowę, oddał ducha”. Choć w pierwszej chwili tłumaczymy to sobie jako „wyzionął ducha”, grecki zwrot paredoken to pneuma, co dosłownie znaczy: „przekazał Ducha” – nigdy w starożytnych tekstach nie służył do opisywania zgonu! O co chodzi? Czy ostatni oddech Jezusa był zesłaniem Ducha Świętego na Kościół zgromadzony przy krzyżu? I druga sytuacja: „Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: »Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane«”. Dlaczego Jezus przekazywał Ducha przed Pięćdziesiątnicą? – pyta autor.
O istocie i źródłach rosyjskiego despotyzmu i podporządkowaniu Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego imperialnym działaniom władców Rosji w rozmowie z Bogumiłem Łozińskim mówi prof. Andrzej Nowak. - Tradycja państwowa, polityczna, ideologiczna Rosji moskiewskiej, w pewnym sensie Związku Sowieckiego i oczywiście Putina, nawiązuje nie tylko do rosyjskich wzorów postępowania, ale do dużo starszych imperiów wschodnich opisanych w Starym Testamencie. Celowo przywołuję takie skojarzenie, bo dla Iwana Groźnego, jednego z symboli despotyzmu rosyjskiego, właściwie jedynym istotnym układem odniesienia dla tego, co robił, były metody imperiów opisanych w Starym Testamencie. Przesiedleń ludności nie wymyśliła Rosja, to były techniki działania Babilonu czy Asyrii. Tego rodzaju metody wciela Rosja w swojej historii wyjątkowo długo. Jest w pewnym sensie jakimś archaicznym rezerwatem w ciągłości stosowania najgorszych imperialnych wzorów, jakie zna historia ludzkości. Wojna prawie zawsze pociąga za sobą gwałty, brutalność, choć obecnie potraktowanie cywilów w Buczy czy innych miejscach Ukrainy jest na pewno wyjątkowe, ale na tle współczesnej historii jeszcze bardziej wyjątkowe jest kultywowanie starożytnych wzorów wysiedleń jako techniki imperialnej podboju i kontroli – mówi prof. Nowak.
Ułatwienia w zatrudnianiu medyków z Ukrainy są krytykowane przez część środowiska lekarskiego. Jednak jeszcze przed wybuchem wojny podobne rozwiązania przyjęły inne państwa unijne. Wojciech Teister analizuje sytuację w polskiej służbie zdrowia i zastanawia się nad konsekwencjami otwarcia jej dla specjalistów ze wschodu. - Sześćdziesiąt osiem tysięcy. To przybliżona liczba mieszkańców Suwałk lub Gniezna. Ale też liczba brakujących lekarzy w polskim systemie ochrony zdrowia. Nad Wisłą na 1000 mieszkańców przypada 2,3 lekarza. Dla porównania w sąsiednich Czechach ten wskaźnik wynosi 3,7, na Słowacji 3,5, a średnia unijna to 3,4 medyka na 1000 pacjentów. Równie źle wypadamy, jeśli chodzi o inne zawody medyczne. O tym, że personelu w polskim lecznictwie brakuje dramatycznie, wiadomo nie od dziś. Przyczyny są różne, jedną z nich jest ograniczanie od końca lat 80. liczby miejsc na uczelniach medycznych, inną stosunkowo niskie zarobki na tle państw Europy Zachodniej i jednocześnie otwarty unijny rynek pracy – pisze autor.