Sceny męczeństwa w „Golgocie” wywołują grozę.
„Golgota”, stosunkowa mało znany film znakomitego francuskiego reżysera Juliena Duviviera który wszedł na ekrany w 1935 roku, zasługuje na uwagę z dwóch powodów. Był pierwszym, w którym Jezus przemówił na ekranie. Po drugie francuski reżyser, podobnie jak Gibson w „Pasji”, szczególny nacisk położył na mękę i śmierć Jezusa. Film Duviviera opowiada również o ostatnim okresie życie Jezusa, od chwili wjazdu do Jerozolimy, aż do Zmartwychwstania. Mękę i śmierć Jezusa reżyser przedstawił z niesłychanym jak na owe czasy realizmem, jednak zupełnie inaczej niż w filmie Gibsona. Jedną z kluczowych postaci stal się tu Piłat w interpretacji Jeana Gabina.
Jezus, którego zagrał Robert Le Vigan, pojawia się w filmie dopiero po kilkunastu minutach, kiedy przybywa do Jerozolimy w otoczeniu uczniów. Widzimy go z dystansu, fotografowanego z dołu, uczniowie go zasłaniają, nie jesteśmy na początku pewni, czy to naprawdę on. To sprawia, że wydaje się nam się iż jesteśmy w środku tłumu, usiłując chociażby na moment dojrzeć człowieka, o którym mówi cała Jerozolima. W filmie znajdziemy kilka niezapomnianych scen, jeszcze dzisiaj sprawiających na widzu ogromne wrażenie.
Grozę wywołują sceny męczeństwa. Reżyser wyraziście oddaje sadyzm rzymskich oprawców w czasie biczowania, drogi na Golgotę i ukrzyżowania. Skalę cierpienia Jezusa oddaje zróżnicowana reakcja tłumu, jak i poszczególnych, uchwyconych w kadrze postaci. Kiedy większość napawa się cierpieniem, jeden z nich mdleje nie wytrzymując widoku biczowania.
Film można obejrzeć na youtubie w wersji oryginalnej. Nie doczekał się jeszcze polskiej wersji językowej, ale myślę, że nie jest to zbyt wielką przeszkodą, by go obejrzeć.
Edward Kabiesz