Czy można zakazać dziecku stawiać pytania, gdy ono jeszcze nie rozumie wszystkiego? Ba, czy można uciekać od pytań, gdy nieraz już okazało się, że to jednak dziecko tym razem miało rację? Każdy ojciec przyzna, że miał w swoim życiu takie doświadczenie. Nie trzeba pozbawiać papieża i tego elementu jego posługi - zwłaszcza, że on sam zachęca nas do wzajemnego słuchania siebie nawzajem.
31.03.2022 16:36 GOSC.PL
Jan Paweł II nie bez powodu nazwał fides et ratio - wiarę i rozum - „dwoma skrzydłami, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy". Dwa skrzydła mają to do siebie, że jedno bez drugiego nie tylko nie jest w stanie dolecieć do celu, ale że jedno bez drugiego przestaje być tym, czym jest w istocie. Dlatego rozum bez wiary często staje się nie tyle racjonalizmem, ile irracjonalną wiarą w swoją samowystarczalność; wiara zaś bez rozumu staje się nie tyle fideizmem, co również irracjonalnym zbiorem własnych odczuć i przekonań.
Wiara rozumna i rozum oświecony wiarą to nie tylko żadna konkurencja - to jeden wielki inteligentny projekt, mający wspólne źródło. Racjonalna ocena rzeczywistości pogłębiona światłem wiary nie tylko nie przestaje być racjonalna, ale właściwie wtedy dopiero staje się tej rzeczywistości rozumieniem. Ale też w drugą stronę: oświecone wiarą spojrzenie na rzeczywistość nie przestaje być sobą, gdy „dopuści" do siebie element racjonalnego oglądu sytuacji.
Ten teoretyczny łamaniec sprowadza się w gruncie rzeczy do jednego: ani jedno, ani drugie - wiara i rozum - nie powinno być narzędziem do udowadniania wyższości jednego nad drugim. Bo to trochę jak próba udowodnienia, które dziecko tych samych rodziców jest ich dzieckiem "bardziej".
Chodzą za mną te myśli w kontekście niekończącej się dyskusji o reakcji papieża i Watykanu na rosyjską agresję na Ukrainę. Pomijając skrajne przypadki, gdy jedni - już tradycyjnie - odsądzają Franciszka od czci i wiary, a drudzy budują wielopiętrowe apologie, w których nie ma miejsca na pytania, wierzę, że ta dyskusja powinna być polem do szczerej rozmowy o Kościele, roli papieża, biskupów i miejsca świeckich w sprawach, które jednak należą przede wszystkim do ich obszarów kompetencji.
Papieża można kochać i nazywać prorokiem. Sam walczyłem długo by taki właśnie był tytuł wydanej przeze mnie w Polsce biografii Franciszka (oryginał to "Wielki reformator"; amerykański właściciel praw zgodził się na "Proroka" dopiero wtedy, gdy napisałem mu, że tylko proroka stać na prawdziwą reformę, bo prorok widzi więcej, dalej i głębiej...). Napisałem dziesiątki tekstów, w których broniłem papieża, gdy irracjonalny hejt nie dawał mu praktycznie szans na wypowiedzenie się w jakimkolwiek temacie. A raczej gdy autorzy tego hejtu nie dawali samym sobie szans, by zrozumieć Franciszka, bo zamiast czytać jego teksty, opierali się głównie na komentarzach do komentarzy o komentarzach…
Ale zarazem ta obrona papieża nie była nigdy - mam nadzieję - irracjonalną ucieczką od pytań. Przeciwnie, starałem się stawiać je moim rozmówcom, którzy czasem bardziej, czasem mniej przekonująco szukali ze mną zrozumienia tego, co wydawało się - na oko - niejednoznaczne lub mocno wątpliwe. Mam przekonanie, że można kochać papieża, uważać go za proroka, a zarazem można mieć do niego pytania. A raczej - wierzę - trzeba mieć pytania, jeśli to miłość szczera. A jeśli są pytania - trzeba je umieć postawić. Takie konkretne, bez owijania, choć zawsze z ufnością, bez zastawiania słownych pułapek (w których nie chodzi o zrozumienie, a o „przyłapanie” pytanego na niekonsekwencji).
Pytania, szczere, są konieczne, jeśli na poważnie myślimy o synodalności i dialogu jako sposobie bycia Kościoła i stylu zarządzania nim. Synodalność, dialog, wzajemne słuchanie - to wszystko brzmi pięknie do czasu, gdy trzeba zmierzyć się z realnym problemem, a czasem postawić trudne pytania. Z jednej strony - nie jest odpowiedzią ucieczka do rozbudowanych apologii i dopisywanie na siłę prorockich znaczeń tam, gdzie wystarczy dość chłodna analiza. Z drugiej strony - nie jest też tak, że nie można szukać głębszych znaczeń poszczególnych gestów tam, gdzie one rzeczywiście są. Przeciwnie, bez tego nasz ogląd rzeczywistości byłby właśnie jedną z form irracjonalizmu - choć ubrany w szaty rozumności.
Przede wszystkim jednak, jeśli dialog ma być szczery i autentyczny - każdy stawiający pytania musi być otwarty na odpowiedź, która niekoniecznie będzie potwierdzeniem jego wątpliwości. W pułapkę można wpaść nie tylko broniąc papieża na siłę, niejako „z urzędu”, ale i wtedy, gdy w naszych pytaniach do niego nie dopuścimy nawet myśli, że odpowiedź może nas poprowadzić w zupełnie nowym kierunku, w którym nastąpi pełniejsze rozumienie rzeczywistości. To może czasem wymagać przyznania się przed sobą samym i przed innymi, że niekoniecznie rozumiałem wszystko, gdy wypowiadałem się tak stanowczo. Tylko czy ojciec może zakazać dziecku stawiać pytania, gdy ono jeszcze nie rozumie wszystkiego? Ba, czy może uciekać od pytań, gdy wie, że już nieraz okazało się, że to jednak dziecko tym razem miało rację? Każdy ojciec przyzna, że miał w swoim życiu takie doświadczenie. Nie trzeba pozbawiać papieża i tego elementu jego posługi - zwłaszcza, że on sam zachęca nas do wzajemnego słuchania siebie nawzajem.
Jacek Dziedzina