Obraz człowieka niebieskiego

Jaki obraz nosi w sobie Adam? Łatwo się domyślić: „ukryłem się”, „przestraszyłem się”, „jestem nagi”, „to przez nią…” (por. Rdz 3). Nerwus, despota, egoista, tchórz, niedowiarek.

Obraz zamazany, zapaskudzony grzechem, zdeformowany kłamstwem szatana. Duch pożąda przeciwko ciału, a ciało pożąda przeciwko Duchowi. Chodzi nie tyle o zło, które wyrządziliśmy, ile o to, że rozmazaliśmy obraz. A przecież mamy w sobie obraz Boga. Cóż z tego, skoro gdy tylko nadejdzie ciemna noc duszy i przepełnia nas poczucie wstydu i złości, Chrystus jawi nam się jako przeciwnik. Toczymy z Nim wewnętrzną walkę jak z groźnym rywalem, odwracamy od Niego wzrok i spuszczamy głowę ze smutkiem. Zapominamy, że nawet w ciemnościach On pozostaje blisko nas i zachęca do powrotu.

Najtrudniej jest przyprowadzić do Chrystusa te dusze, które zgrzeszyły pychą i samowolą, ponieważ pycha nadyma ego. Ogromne wyzwanie stanowi także przyprowadzenie do Niego dusz, które stały się chciwe i zachłanne, ponieważ pieniądze w pewnym sensie są ekonomiczną gwarancją nieśmiertelności. Obraz Chrystusa jest czyściutki, piękny, świetlisty. Widać na nim miłość Boga. Potrzebujemy Jego obrazu, by lepiej dostrzec nasz własny. Kiedy ogląda się obraz w świetle świecy, nie dostrzega się jego niedoskonałości. Jeżeli jednak ustawi się go w blasku dnia, naszym oczom ukażą się źle dobrane kolory i niewłaściwie naniesione linie. Gdy miarą staje się dla nas Bóg, jesteśmy nieskończenie niedoskonali. Gdy porównujemy się z wybitnymi ludźmi, mamy głębokie poczucie marności.

Wielu świętych godzinami wpatrywało się w twarz Chrystusa, ulegało Jego urokowi. Pociągało ich to, na co patrzyli z podziwem. „Nie boję się stanąć przed Jego Obliczem” – pisał abp Fulton Sheen. „I to nie dlatego, że jestem tego godny, ani też dlatego, że mocno Go ukochałem, lecz dlatego, że On pokochał mnie. Stajemy się warci miłości wtedy, gdy nasz Pan wlewa w nas swoją miłość”. Gdy On trzyma mnie w ramionach, poznaję głębię swego żalu. Odczuwam pragnienie, gdy znajduję się u Jego wód. Łkam, gdy spogląda na mnie z uśmiechem. To z powodu Jego miłości mam siebie w nienawiści. To Jego miłosierdzie sprawia, że przepełnia mnie skrucha. Jego doskonała dobroć nas osądzi i tylko w tym musimy pokładać nadzieję. To jest źródło zbawienia. Ufam więc Jego miłosierdziu i kocham Go ponad wszelką miłość. Każdy człowiek nosi w sercu obraz ukochanej osoby. To, co wydaje się miłością od pierwszego wejrzenia, często jest spełnieniem pragnienia. Życie nabiera sensu w chwili, gdy marzenie przybiera realną postać i ukazuje się nam osoba, która jest wcieleniem obdarzonego miłością ideału. Coraz częściej się zastanawiam, czy w ogóle kiedykolwiek byłbym miły Bogu, gdyby On sam nie zainteresował się mną. Owszem, od czasu do czasu zdołałem odłupać kawałek mego egoizmu. Gdyby jednak sam Boski Rzeźbiarz nie przyszedł dokończyć dzieła, nigdy nie mógłby dostrzec we mnie swojego obrazu. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Robert Skrzypczak