W stronę Ziemi zmierza kometa. Za 9 miesięcy zniszczy życie na naszej planecie. Nikt nie wierzy w odkrycie przerażonych wizją zagłady astrofizyków.
Kometę, czyli „zabójcę planet” odkryli doktorantka Kate Dibiaska i jej promotor dr. Randall Mindy. Oboje usiłują przekonać o zagrożeniu amerykańską administrację, a kiedy pani prezydent lekceważy informacje uczeni postanawiają się zwrócić do mediów. Rządzący to zadufani w sobie ignoranci dla których nauka jest potrzebna o tyle, o ile jest im w jakiś sposób przydatna.
Oglądając film musimy jednak pamiętać, że reżyser jest ofiarą politycznego zacietrzewienia charakterystycznego dla hollywoodzkiej elity popierającej „postępowych” kandydatów na prezydenta. Adam McKay jest wielbicielem deklarującego się jako socjalista Bernie Sandersa i nienawidzi Trumpa. Jednak niezależnie od politycznych sympatii reżysera, film w sposób bezwzględny obnaża mechanizmy i zakłamanie jakie panoszy się w życiu politycznym Stanów Zjednoczonych, ale przede wszystkim uderza w media i branżę Big Tech.
W filmie znajdziemy wiele cennych spostrzeżeń, ale zdajemy sobie też sprawę, że jest szytą grubymi nićmi satyrą. Według McKaya większość ludzi to idioci z nielicznymi wyjątkami. Pierwszoplanowi bohaterowie filmu zarysowani zostali grubą kreską, przypominają marionetki poruszane pod z góry przyjętą tezę. W tym satyrycznym obrazie amerykańskiego społeczeństwa na krawędzi rozpadu nikt zdaje się nie pamiętać o Bogu. Ludzie myślą i działają wyłącznie w kategoriach egoistycznie pojętego interesu. Warto jednak zauważyć, że chociaż zapomnieli nawet jak się modlić, w obliczu zagłady część pierwszoplanowych bohaterów jednoczy się w modlitwie odmawiając ją własnymi słowami. Ta scena w kontekście całego filmu, który ma zresztą trzy zakończenia, jest dla widza pewnym zaskoczeniem.
Nie patrz w górę, reż. Adam McKay, wyk.: Leonardo DiCaprio, Jennifer Lawrence, Rob Morgan, Jonah Hill, Mark Rylance, USA 2020, Netflix
Edward Kabiesz