W trakcie tegorocznego Adwentu zaprosiliśmy kilkanaście osób zaangażowanych w Kościele do wzięcia udziału w ankiecie gosc.pl. Odpowiadają na pięć pytań o Kościół, który znaleźli, pokochali, w którym żyją i którym żyją. Dziś karmelitanka bosa z Karmelu Niepokalanej Pani Jasnogórskiej i św. Józefa na Islandii, s. Miriam od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza.
1. Mój osobisty „Nazaret”.
Jak określisz swoje miejsce w Kościele? Opowiedz o sytuacji, w której je odnalazłeś.
Swoje miejsce w Kościele w pełni odnajduję w powołaniu, które otrzymałam od Boga, tzn. w życiu kontemplacyjnym, jako karmelitanka bosa. Czuję się „stworzona” do takiego sposobu życia.
Wydaje mi się, że właśnie określenie „mój Nazaret” dobrze wyraża tę rzeczywistość – zwyczajna codzienność, ze swymi wymaganiami, bez spektakularnych wydarzeń, ale przeżywana razem z Jezusem – chwila po chwili, na wiele sposobów. Choć nie ogląda się tu apostolskich owoców, widzę w tym życiu ogromny potencjał. Jest to dla mnie jakby ukryty skarb i mam szczególną radość dzieląc z Jezusem życie podobne do tego, jakie On sam obrał dla siebie na 30 lat, i jakim Najświętsza Maryja Panna towarzyszyła Jego zbawczemu dziełu oraz rodzącemu się Kościołowi.
2. Jestem – rozeznaję.
Jak rozeznajesz, że miejsce, w którym jesteś w Kościele, jest tym, czego chce dla Ciebie Bóg?
Jestem karmelitanką bosą żyjącą na Islandii od ponad 30 lat. Z tej perspektywy wyraźne widzę na drodze mego życia znaki, które potwierdzały taki, a nie inny wybór. Pierwszym z nich był sam moment powołania – odczytałam je w głębinach serca jako propozycję Jezusa. Moje plany na przyszłość były inne i potrzebowałam pewnego czasu, żeby zaakceptować JEGO plan. Paradoksalnie, to właśnie było pomocą w trudnych chwilach – to nie był mój pomysł, ale zamiar Jego miłości. Ta pewność nigdy mnie nie opuściła.
Na początku nie było dla mnie oczywiste, że moim powołaniem jest Karmel. Od razu jednak oddałam się bez reszty Jezusowi i z całego serca pragnęłam pogłębiać relację z Nim poprzez modlitwę. Lektura „Dziejów Duszy” św. Teresy od Dzieciątka Jezus oraz zetknięcie się z mistyczną poezją św. Jana od Krzyża były (pośród innych) bardzo konkretnym drogowskazem, który skierował mój wzrok w stronę Bosego Karmelu.
Podobne znaki odnajdywałam w wielu momentach życia, ale potwierdzenie właściwego wyboru powołania mam, rzec można, na co dzień. Cała „atmosfera” karmelitańskiego życia w konkretnej siostrzanej wspólnocie jest dla mnie jakby oceanem okazji, wyzwań i korekt, przez które Jezus zbliża mnie do Siebie. Doświadczam, że, przyjmując je z wiarą, wzrastam w miłości. Ta miłość zawsze wydaje mi się nowa i wciąż pragnę ją odkrywać, mając mocne przekonanie, że nieporównanie więcej jest do odkrycia, niż dane mi było odkryć dotychczas.
3. Radość bycia tu.
Co w Kościele przynosi Ci najwięcej radości?
Cieszę się swoim powołaniem, ale również bogactwem różnych charyzmatów w Kościele, które przenikają się i wspomagają nawzajem. Mogę powiedzieć, że żyjąc jednym z nich, korzystam ze wszystkich innych, a dzięki wszystkim innym, mogę żyć swoim. W tym kontekście również mój charyzmat znajduje swoje dopełnienie – jestem szczęśliwa, że mogę wspierać innych modlitwą i ofiarą, a także wnosić swój wkład tu, gdzie postawił mnie Pan.
Jestem wdzięczna za tylu świadków wiary i Bożej miłości – w ciągu historii Kościoła, ale i żyjących obecnie, mam tu na myśli także dar mojej wspólnoty – karmelitanek bosych na Islandii, ale też i lokalnego Kościoła. Mogę czerpać z tak wielkiego doświadczenia, lepiej rozumieć własne przeżycia i otrzymywać duchowe wsparcie.
Raduje mnie każdy przejaw ludzkiego zaangażowania w osobistą relację z Bogiem. Wiem, jaki to skarb i wiem, że nie jest on zarezerwowany tylko dla zakonów kontemplacyjnych, lecz stanowi nieodzowny fundament każdego chrześcijańskiego powołania. Gdy spotykam się z kimś w pragnieniu poznawania Boga, zawsze jest to wielką radością.
4. Nie zawsze jest łatwo.
Gdy słyszę o trudnościach w Kościele...
Przede wszystkim modlę się. Głęboko wierzę w charyzmat dany św. Teresie z Avila, który kazał jej złączyć życie karmelitanek bosych ze służbą Kościołowi. To apostolstwo Karmelu, nie dotyczy tylko modlitwy wstawienniczej, ale obejmuje cały wysiłek osobistego nawrócenia. Kościół ma również moje oblicze – moje braki, błędy, upadki. Wierzę, że zmagając się ze sobą, przedkładając wolę i miłość Jezusa ponad wolę i miłość własną – w zwyczajnych rzeczach, czasem pozornie bez znaczenia – przyczyniam się do wzrostu Królestwa Bożego w Kościele i leczenia jego ran.
Rozmawiając we wspólnocie o problemach Kościoła – uczę się i wyciągam wnioski. Kryzysy, trudności czy błędy poszczególnych członków Kościoła – tak, jak i cała jego historia – powiększają moje osobiste czy wspólnotowe doświadczenie i rozeznanie.
Bywają sytuacje, gdy wobec napotkanych problemów trzeba zabrać głos.
5. Spoglądam w przyszłość.
Kościół, o jakim marzę, to...
Kościół moich marzeń to Kościół oczyszczający się z postaw przeciwnych do wskazanych przez Jezusa na Górze błogosławieństw. Bolesny jest fakt, że zbyt wiele osób Kościoła poszukuje w nim własnych korzyści – kariery, pieniędzy, władzy, statusu społecznego, nie zaś służby Jezusowi Chrystusowi i Jego zbawczemu planowi, albo nie jest ona na pierwszym miejscu.
Kobieta jest obecnie bardziej doceniania w Kościele niż w przeszłości, ale uważam, że wciąż jej pozycja jest nieadekwatna w stosunku do geniuszu i zdolności, jakie posiada bardzo wiele kobiet w Kościele. Tu szczególnie myślę o zakonach kontemplacyjnych.
Kościół moich marzeń to Kościół wolny od paradoksu tworzenia prawodawstwa dla żeńskich zakonów kontemplacyjnych przez mężczyzn nieznających ich życia. A przynajmniej chciałabym, by Kościół był wrażliwy na głos tychże zakonów, jeśli jakieś prawo nie przystaje do praktyki życia.
Cieszyłabym się również z większego zaufania ze strony władz Kościoła do mniszek kontemplacyjnych – jako osoby świadome wybrały one taki rodzaj życia, rezygnując z innych możliwości właśnie ze względu na Jezusa. Owszem, zdarzają się wyjątki, ale generalnie można zaufać, że będą pragnęły iść z oddaniem za Jezusem do końca.
O ankiecie: