Hospitalizacje z powodu COVID-19 osób w pełni zaszczepionych zdarzają się bardzo rzadko - wynika z badania polskich naukowców, które opublikowało czasopismo "Vaccines". Świadczy to o wysokiej skuteczności szczepień w zapobieganiu ciężkiemu przebiegowi tej choroby.
"W naszym badaniu w pełni zaszczepieni pacjenci stanowili jedynie 0,15 proc. chorych na COVID-19 hospitalizowanych w czterech szpitalach objętych badaniem. To wskazuje, że szczepionki przeciw SARS-CoV-2 są w warunkach rzeczywistych wysoce skuteczne i chronią przed ciężkim COVID-19" - powiedział PAP biolog dr hab. Piotr Rzymski z Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
Jak przypomniał specjalista, w mediach, zwłaszcza społecznościowych, pojawia się bardzo wiele nieprawdziwych, niepopartych żadnymi badaniami twierdzeń na temat szczepień przeciw SARS-CoV-2. Jedno z nich głosi, że osoby zaszczepione są bardziej narażone na ciężki przebieg choroby w przypadku zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. "Gdyby tak było, to realizując, począwszy od końca 2020 r., program szczepień w Polsce powinniśmy obserwować systematyczny wzrost hospitalizacji osób zaszczepionych z ciężkim COVID-19. A niczego takiego nie odnotowano. My chcieliśmy sprawdzić w badaniu, jak częsty może być ciężki COVID-19 u osób zaszczepionych" - wyjaśnił dr Rzymski.
W tym celu naukowcy przeanalizowali hospitalizacje osób zaszczepionych jedną lub dwoma dawkami szczepionki w czterech dużych ośrodkach klinicznych: w Poznaniu, Białymstoku, Wrocławiu i Kielcach. Analiza objęła okres od końca 2020 r., kiedy rozpoczął się program szczepień, do końca maja 2021 r. W tym okresie w czterech ośrodkach hospitalizowano ponad 7,5 tys. osób z ciężkim COVID-19 i zarejestrowano jedynie 92 pacjentów (nieco ponad 1 proc.), którzy przyjęli co najmniej jedną dawkę szczepionki, podkreślił dr Rzymski. Duży odsetek z nich stanowiły osoby z czynnikami ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19, w tym osoby starsze, z otyłością i chorobami współistniejącymi.
U ponad połowy pacjentów z tej grupy pierwsze objawy zakażenia SARS-CoV-2 wystąpiły w ciągu 14 dni od podania pierwszej dawki. "U tych osób nie wykształciła się choćby częściowa swoista odporność po szczepieniu, ponieważ na podstawie badań klinicznych wiemy, że minimalnie potrzeba dwóch tygodni od szczepienia, aby pojawiły się przeciwciała klasy IgG przeciwko białku kolca koronawirusa" - tłumaczył dr Rzymski.
Zaznaczył, że pojawianie się przeciwciał wcale nie świadczy o tym, że poziom ochrony przed SARS-CoV-2 jest optymalny. W przypadku szczepionek mRNA oraz szczepionki AstraZeneca niezbędna jest do tego druga dawka. "Niestety, niektórzy z nas błędnie przyjmują, że już po wyjściu z punktu szczepień są w jakiś sposób chronieni i w związku z tym lekceważą zalecenia sanitarne narażając się na zakażenie i ciężki przebieg choroby" - powiedział specjalista.
Dodał, że bardzo ważne jest pamiętanie, że po przyjęciu szczepionki nie jesteśmy od razu chronieni, zwłaszcza w ciągu pierwszych dwóch tygodni. "A jeżeli dodatkowo jesteśmy osobami z grupy dużego ryzyka, to się pilnujmy" - podkreślił.
Zwrócił uwagę, że część osób, u których objawy wystąpiły w ciągu 14 dni od podania pierwszej dawki, mogła być już zakażona podczas szczepienia.
Grupą, która najbardziej interesowała naukowców byli pacjenci, u których wystąpiły objawy COVID-19 po ponad 14 dniach od podania drugiej dawki szczepionki i którzy z powodu zakażenia trafili do szpitala. Okazało się, że stanowili oni jedynie 0,15 proc. chorych hospitalizowanych w czterech ośrodkach.
Co ważne, część z tej grupy stanowiły osoby określane jako non-responders. "Byli to pacjenci, którzy w momencie przyjęcia do szpitala nie mieli przeciwciał przeciwko białku kolca, mimo przyjęcia dwóch dawek szczepionki. To oznacza, że osoby te w ogóle nie zareagowały na szczepienie" - tłumaczył dr Rzymski.
Jak wyjaśnił, były to osoby z zaburzoną odpornością z powodu przewlekłego przyjmowania leków immunosupresyjnych, osoby po przeszczepie, z poważnymi niedoborami odporności, pacjenci onkologiczni po intensywnym leczeniu.
"To badanie potwierdza wysoką skuteczność szczepionek, których głównym celem jest łagodzenie klinicznych skutków zakażenia poprzez wsparcie sił własnych organizmu. U zdecydowanej większości osób zaszczepionych jeśli dojdzie do kontaktu z wirusem to nie znajdzie on sprzyjających warunków do mnożenia się, a więc także do rozwoju choroby i ryzyka zakażania innych osób" - skomentował współautor badania prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych prof. Robert Flisiak.
Jak dodał, trzeba sobie jedna zdawać sobie sprawę z tego, że u nielicznych osób odporność przeciw SARS-CoV-2 może być niewystarczająca. "Jednak nawet w takich przypadkach szczepionki są sposobem do sprowadzenia infekcji do poziomu nieistotnego klinicznie. Chodzi o to, by z powodu COVID-19 nie trzeba było hospitalizować tak wielu pacjentów, walczyć o ich życie. By ludzie nie umierali bądź nie ponosili długotrwałych konsekwencji przechorowania" - podkreślił.
Dr Rzymski zwrócił uwagę, że pacjenci z grupy, która może nie odpowiedzieć prawidłowo na szczepionkę (tj. osoby po przeszczepie, chorzy onkologicznie, stosujący leki immunosupresyjne i z poważnymi niedoborami odporności) powinni zbadać poziom przeciwciał IgG przeciwko białku kolca po otrzymaniu szczepionki.
"Można to zrobić po upływie dwóch tygodni od pierwszej dawki, ale najlepiej po dwóch tygodniach od otrzymania drugiej dawki" - tłumaczył specjalista.
W jego opinii potrzebna jest dyskusja ekspertów i ustalenie zasad postępowania u pacjentów, którzy nie odpowiadają na szczepionkę - czy podać trzecią dawkę, po jakim czasie, czy podać dawkę innej szczepionki.
Zdaniem dr. Rzymskiego pacjenci, którzy należą do grup mogących nie zareagować na szczepionkę, mogliby mieć refundowane przez NFZ badanie poziomu przeciwciał po szczepieniu. "Koszt takiego badania wynosi na ogół ponad 100 zł i nie każdy może sobie pozwolić na taki dodatkowy wydatek. A to nie jest bardzo liczna grupa osób" - tłumaczył.
Jak podkreślił specjalista, większość z takich osób zareaguje na szczepienie, niektórzy zareagują słabiej, ale niewielka grupa nie zareaguje wcale. "Te osoby ostatni rok pandemii przeżyły w zdecydowanie większym strachu. Dzisiaj mogą się zaszczepić. A jeśli u niektórych z nich szczepienie nie zadziała, to muszą to wiedzieć, żeby błędnie nie sądzić, że są chronieni i nie narażać się na zachorowanie" - ocenił dr Rzymski.
Jak podkreślił, koronawirus nie zniknie. "My walczymy o to, żeby COVID-19 nie był klinicznie istotną jednostką chorobową - jak sezonowe przeziębienie, żeby nie powodował tylu hospitalizacji i obciążeń służby zdrowia. Jedną z podstawowych metod, by to osiągnąć są szczepienia. Dlatego powinniśmy wykorzystać ten letni czas i zaszczepić się dla własnego dobra, ale i dla zdrowia publicznego" - podsumował.